poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział 1. "Zapowiadały się miłe wakacje..."


- Olga nie widziałaś mojej różowej bluzki z guziczkami? – krzyczałam z sypialni do przyjaciółki.
- A czy ja tu mieszkam do cholery?! – wpadła do pomieszczenia z rzeczami, które już wcześniej kazałam jej znaleźć, po czym wrzucała mi je pośpiesznie do torby. – I rusz się bo nie zdążysz, a chyba tego nie chcesz, prawda? – dodała.

            Spojrzałam na nią zniesmaczona, nie lubiłam jak ktoś mi rozkazywał, jednak musiałam się z nią zgodzić. Nie miałam ochoty tłumaczyć się tacie, który czekał już na mnie w Stanach i od dłuższego czasu przygotowywał się na mój przyjazd, z tego, że uciekł mi samolot. Biegałam od pokoju do pokoju poszukując zaginionych ubrań, gdy nagle zadzwonił telefon. Na ekranie ujrzałam numer mojego ojca.

- Halo. – wysapałam do komórki.
- No jak tam córcia? – powitał mnie uradowany głos – gotowa?
- Jeszcze chwilka i będziemy wyjeżdżać na lotnisko - poinformowałam mojego rodziciela.
- Daj znać jak dotrzesz, wyjadę po ciebie słonko - usłyszałam dźwięk zakończonego połączenia i wróciłam do szybkiego pakowania manatków.
-Za dziesięć minut widzę cię na dole! - krzyknęła Olga chwytając za moje walizki.

            Będąc przy wyjściowych drzwiach postanowiłam ostatni raz zerknąć jak wyglądam, z tego powodu ślizgiem znalazłam się w mojej  łazience. Gdy stanęłam, przed dużym, okrągłym lustrem stwierdziłam, że nic nie muszę poprawiać. Nałożyłam jeszcze słodki truskawkowy błyszczyk i wybiegłam z mieszkania, żeby Olga nie musiała na mnie dłużej czekać.

            Droga minęła nam bez przeszkód i już po godzinie jazdy byłyśmy na miejscu. Moja towarzyszka pomogła mi wyciągnąć bagaże z jej srebrnej hondy. Zataszczyłyśmy je pod bramkę. Smutno popatrzyłyśmy na siebie i w tym samym momencie przyjaciółka rzuciła mi się na szyję.

-Będę za tobą tęsknić małpo - wyszeptała mi do ucha.
-Ja też - odparłam i przekazałam jej klucze od mieszkania. Nadeszła moja kolej na kontrolę. - Podlewaj kwiaty! - rzuciłam z uśmiechem znajdując się po przeciwnej stronie.

      Po wejściu do samolotu zajęłam wygodne miejsce przy oknie. Wcisnęłam słuchawki w uszy i pogrążyłam się we śnie.

      Obudziło mnie wołanie kobiety, która roznosiła po pokładzie smaczne przekąski. Skusiłam się na mleczne karmelki. Zajadając je usiadłam komfortowo w fotelu i spojrzałam na ekran włączonego telewizora. Moim oczom ukazał się sympatycznie wyglądający człowiek. U dołu odbiornika wyskoczyła ramka z nazwiskiem osobnika. Był to niejaki Ignaczak, nie znałam gościa, więc wyjęłam książkę z cyklu Dom Nocy i zatopiłam się w lekturze.

-Za dziesięć minut lądujemy. Prosimy o zapięcie pasów bezpieczeństwa. - usłyszałam z samolotowych głośników. Posłusznie wykonałam polecenie, po czym wyciągnęłam telefon i napisałam krótką wiadomość do taty z informacją, że niedługo będę na miejscu. Po ukończonym locie odebrałam bagaże. Kierując się w stronę wyjścia ujrzałam rozpromienionego Andersona, który akurat wypatrzył moją sylwetkę i zaczął niemalże biec w moim kierunku. Kiedy już znalazł się przy mnie wyściskał na powitanie, odebrał torby, z którymi się siłowałam i szczęśliwi ruszyliśmy w kierunku samochodu. 


-Jak ci minęła podróż skarbie? - zapytał, gdy już siedzieliśmy w czarnym aucie.
-Bardzo dobrze tatku, samolot ful wypas - w tej chwili w mojej głowie ukazał się wyraźny obraz faceta z wywiadu - O! I nawet telewizor mieli.
-No wiesz córcia, te linie lotnicze są bardzo cenione... - w tym momencie wyłączyłam się z rozmowy, bo cały czas byłam myślami przy panu z telewizji.

            Miałam wrażenie, że skądś go kojarzę. Jednak za nic nie mogłam sobie tego przypomnieć. Ojciec chcąc być na bieżąco  w sprawach gospodarki Polski zainstalował sobie w samochodzie radio z wiadomościami naszego kraju. Moim przemyśleniom towarzyszyła piosenka Dawida Podsiadło, po której nastąpił blok reklamowy.

            W jednej audycji spiker zaczął mówić o akcji na stacjach Orlen. Rozdawano tam siatkarskie gadżety. Można było je wygrać zbierając karty z asami polskiej reprezentacji. I w tym momencie doznałam olśnienia. Przypomniałam sobie, że w trakcie drogi na lotnisko podczas płacenia za wlaną do baku benzynę kasjerka dała Oldze kartę z tym siatkarzem, którego wywiad oglądałam w samolocie.

            Tata zatrzymał swój pojazd na podwórku znanym mi od lat. Sprawnie wypakowaliśmy moje walizki i zaczęliśmy wnosić je po schodach do mojego pokoiku na poddaszu. Odstawiając tobołki współlokator zszedł przygotować kolację, a ja zostałam sama w lśniącym czystością pokoju. Usiadłam na miękkim łóżku przykrytym żółtą pościelą w czarne kropki. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyłam, że kolor ścian jest intensywniejszy niż poprzedniego lata. Doszłam do wniosku, iż mój ukochany opiekun odmalował je specjalnie dla mnie. Kierując wzrok ku zachodniej części mojego wakacyjnego mieszkanka spostrzegłam mahoniową półkę z mnóstwem fotografii. Podeszłam bliżej, do ręki wzięłam jedną z nich. Przedstawiała jedenastoletnią Zuzannę i koleżanki z drużyny, które dumnie trzymały medale w rączkach. Przypomniało mi się jak miło było wygrać powiatowy turniej rzucanki siatkarskiej.

-Zuzia, jedzenie  - usłyszałam głos ojca dochodzący z kuchni.

Zbiegłam do jadalni zajmując stałe miejsc przy stole.

-Mmm. Ślicznie pachnie - pochwaliłam tatę z uśmiechem - a poza tym do twarzy ci w fartuszku - zażartowałam z mojego kucharza, który miał na sobie strój w kwiatki zapobiegający poplamieniu ubrań.
-Nie ładnie śmiać się ze starego ojca - powiedział rozbawiony, po czym zdejmując wcześniej wspomniane odzienie usiadł obok mnie.

            Posiłek spożyliśmy w przemiłej atmosferze co chwila się śmiejąc. Szybko wrzuciliśmy naczynia do zmywarki. Pożegnałam się z moim kompanem i zmęczona ruszyłam w kierunku swojego pokoju. Wygrzebałam z torby kosmetyczkę i piżamy. Zamknęłam się w łazience z zamiarem długiej i relaksującej kąpieli. Po godzinnej wizycie w toalecie wtuliłam się w ciepłą poduszkę. Moją ostatnią myślą przed zaśnięciem była moja zagraniczna miłość.

* * *

            Po dwóch tygodniach spędzonych w San Francisco przyszedł czas na powrót Oscara z wycieczki, na której był opiekunem.

             Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i czekać pod szkoła wraz z rodzicami oczekującymi przyjazdu swoich dzieci. Całe przedsięwzięcie pomógł mi zorganizować Stiv - brat mojego chłopaka.

            Do powrotu Evansa zostało już tylko półtorej godziny. Ten czas zamierzałam wykorzystać na przygotowanie się do spotkania. Założyłam seledynową bluzkę na ramiączka i krótkie czarne spodenki. Na twarz nałożyłam lekki makijaż, a włosy delikatnie pofalowałam. Przerzuciłam przez ramię torebkę w kwiatki, a moje stopy przyozdobiły balerinki z cekinami. Gotowa do wyjścia zamknęłam drzwi, wsiadłam do samochodu taty i ruszyłam w kierunku wskazanego wcześniej budynku. Rozmyślałam jak zareaguje na moją obecność Oscar, kiedy w oddali ujrzałam nadjeżdżający autokar. Chwilę później wysypali się z niego pierwsi uczniowie. Mój luby wyszedł ostatni. Już miałam do niego podbiec, gdy zza jego pleców wyłoniła się ruda, długonoga piękność. Chwyciła go za rękę, na co ten uśmiechnął się i cmoknął ją w policzek. Moje wypełnione łzami oczy spotkały się z jego ciemnymi tęczówkami. Szybko odsunął od siebie swoją towarzyszkę i zaczął biec w moim kierunku. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc ruszyłam w stronę auta.

-Zuzia, zaczekaj! - usłyszałam - wszystko ci wytłumaczę. 


Nie zwracałam uwagi na jego krzyk. Pojechałam do domu. Zapłakana wpadłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować. Z dołu doszedł mnie dźwięk zamykanych drzwi. Pomyślałam, że to nie mógł być tata, bo pracę kończy o 16:00, a na zegarku widniała 11:30.

Na poddasze wparował idiota, którego zostawiłam pod szkołą.


-Co ty robisz? - zapytał zdziwiony zauważając porozrzucane na łóżku rzeczy.
-A co cię to kurwa obchodzi?! - krzyknęłam rozwścieczona.
-Skarbie nie krzycz. To nie tak jak myślisz.
-Skarbie ? - prychnęłam - tak to możesz mówić do tej rudej z autobusu.
-Ona dla mnie nic nie znaczy - chwycił mnie za rękę - liczysz się tylko ty - wyrwałam moją dłoń z jego uścisku i bez słowa wróciłam do zbierania swoich rzeczy.
-Z nami koniec. Możesz wyjść - zachowywałam kamienną twarz.
-Ale pozwól mi to wytłumaczyć - po tych słowach na siłę wypchnęłam go z pokoju.

            Wybrałam numer do taty. Skłamałam, że zalało mi mieszkanie i natychmiast muszę wracać do Polski. Niedługo potem znalazłam się na lotnisku z zamiarem kupna biletu powrotnego. Pech chciał, że wszystkie samoloty do Łodzi już odleciały. Ostatecznie zdecydowałam się na zakup tego do Warszawy. Gdy znalazłam się w samolocie zatelefonowałam do Olgi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz