W samolocie nie myślałam dużo o Oscarze, dopiero jak z niego wysiadłam łzy mimowolnie zaczęły spływać mi po policzkach. Zmierzałam w stronę wyjścia, jednak odwiódł mnie od tego dźwięk SMS'a dochodzący z mojej torebki. Razem z telefonem wyciągnęłam chusteczki higieniczne, otarłam łzy i odczytałam wiadomość.
25.06.2013r.
Olga<3: Spóźnię się trochę, bo na mieście są straszne korki...
25.06.2013r.
25.06.2013r.
Olga<3: Spóźnię się trochę, bo na mieście są straszne korki...
25.06.2013r.
Ja: Nie ma sprawy, ale postaraj się być jak najszybciej- wystukałam.
Zajęłam miejsce na podłodze przy oknie. Z moich opuchniętych oczu znowu pociekły słone krople. Nie zastanawiając się nad tym co robię rysowałam palcem po zaparowanej szybie. Gdy na nią zerknęłam zobaczyłam swoje dzieło. Znajdowało się tam mnóstwo połamanych serduszek. Jednym, szybkim i zdecydowanym ruchem dłoni starłam je wszystkie. Niczym mała dziewczynka przyglądałam się wyścigom kropli deszczu, leniwie spływającym po szkle.
Od podziwiania rywalizacji oderwał mnie dotyk męskiej dłoni na moim ramieniu. Musiałam unieść wysoko głowę, by ujrzeć jego twarz.
-Dlaczego płaczesz?- zapytał ciemnowłosy olbrzym.
-Nie twój interes- odburknęłam nieprzyjemnie i wróciłam do wyglądania przez okno. Mój towarzysz przykucnął i począł wycierać moje czarne od tuszu policzki. Powoli i delikatnie odtrąciłam jego rękę spoglądając mu w oczy. Patrząc na niego doszłam do wniosku, iż jest bardzo przystojny i ma niesamowicie słodki uśmiech. Na tę myśl kąciki moich ust powędrowały nieco ku górze. Chłopak zauważając ten gest zapytał:
-Dlaczego płaczesz?- zapytał ciemnowłosy olbrzym.
-Nie twój interes- odburknęłam nieprzyjemnie i wróciłam do wyglądania przez okno. Mój towarzysz przykucnął i począł wycierać moje czarne od tuszu policzki. Powoli i delikatnie odtrąciłam jego rękę spoglądając mu w oczy. Patrząc na niego doszłam do wniosku, iż jest bardzo przystojny i ma niesamowicie słodki uśmiech. Na tę myśl kąciki moich ust powędrowały nieco ku górze. Chłopak zauważając ten gest zapytał:
-To jak piękna, opowiesz mi co się stało?
-Zanudziłabym cię historią o nieszczęśliwej miłości- wyszeptałam w odpowiedzi, po czym uśmiech zszedł z moich warg. Zobaczywszy to objął mnie swoim umięśnionym ramieniem.
-Zibi, lovelasie!
-Daj spokój tej biednej dziewczynie.
-Asia nie byłaby z tego zadowolona.
Usłyszeliśmy krzyki za naszymi plecami dochodzące z ust jego kolegów.
-Bez pośpiechu panowie, jeszcze chwilkę i do was dołączę- uspokoił towarzystwo.
-Bez pośpiechu panowie, jeszcze chwilkę i do was dołączę- uspokoił towarzystwo.
-Dobra Zibi, ja i tak zaraz będę leciała. Miło było cię poznać- poinformowałam mojego kompana - a tak w ogóle to Zuzia jestem.- Uścisnęliśmy sobie dłonie, po czym oddalił się do czekających na niego panów. Przez okno wypatrzyłam samochód mojej przyjaciółki i siłując się z torbami wyszłam na parking. Nic nie mówiąc ruszyłyśmy w drogę do Piotrkowa Trybunalskiego.
Będąc już na miejscu usiadłyśmy na skórzanej sofie. Olga wcisnęła mi do ręki kieliszek z whiskey. Sącząc ten trunek ze szczegółami zaczęłam opowiadać jej o tym co zdarzyło się w San Francisco.
-Jaki skur...- przerwała przyjaciółka w pół słowa.
-Jaki skur...- przerwała przyjaciółka w pół słowa.
-Daj spokój- odparłam beznamiętnym głosem.
Po opróżnieniu całej butelki alkoholu, zmordowane położyłyśmy się spać. Nie puściłam Olgi w takim stanie do domu i tę noc spędziła u mnie.
Nazajutrz obudziłam się bardzo wcześnie i nie udało mi się ponownie zasnąć. Postanowiłam wykorzystać ten czas na przygotowanie śniadania dla mnie i mojej kumpeli.
Konsumując omlet poinformowałam Olgę o moim palnie.
- Jadę do mamy na kilka dni, może tam zapomnę o Evansie i trochę odpocznę.
-Bardzo dobry pomysł- przytaknęła entuzjastycznie Mazurówna.
-Bardzo dobry pomysł- przytaknęła entuzjastycznie Mazurówna.
-Pochodzę w Łodzi na siłownię i do jakiegoś klubu- posłałam nieśmiały uśmiech do mojej rozmówczyni.
-I może wyrwiesz jakiegoś przystojnego faceta- oznajmiła, unosząc do góry brwi.
-Facetów to ja mam dosyć- rzuciłam z przekąsem. Iskierki w jej oczach nagle zgasły.
-Ja tylko chciałam pomóc- rzekła smutno- nie możesz przekreślać wszystkich mężczyzn tylko dlatego, że jeden cię skrzywdził.
-Wiem i dziękuję skarbie, ale związki na razie sobie odpuszczę zgoda?- cisnęłam w nią ścierką leżącą niedaleko nas.
-Dobra, rozumiem. To kiedy zamierzasz wyjechać?- zwinęła szmatkę w kulkę i rzuciła ją na kuchenny blat.
-Planowałam jeszcze dzisiaj- wzruszyłam ramionami i wepchnęłam do ust kolejny kawałek jajecznego placka.
-Znowu zamierzasz mnie zostawić łajzo?- wargi wygięła w podkówkę, niczym mała dziewczynka, której właśnie pękł balonik.
-Ej nie smutaj, przecież wrócę, to tylko trzy dni- posłałam jej całusa.
-Niech ci będzie, ale masz codziennie dzwonić- wyszczerzyła swoje białe zęby. Wstała od stołu i zaczęła sprzątać talerze.
-Zostaw to, jesteś tu gościem- skarciłam ją.
-Przestań, ja tu ogarnę, a ty marsz mi do łazienki- protestowałam jeszcze, na co Olga wepchnęła mnie do toalety i zamknęła za mną drzwi.
Kocham ją- pomyślałam i oddałam się długiej kąpieli z bąbelkami.
Po zakończonym relaksie zastałam mieszkanie czyste jak nigdy dotąd.
-Wow, jesteś niesamowita- przeszłam przez pokój i mocno przytuliłam ją do siebie.
-Nic wielkiego, do usług- po tych słowach delikatnie ukłoniła się niczym pomoc domowa.
-Nic wielkiego, do usług- po tych słowach delikatnie ukłoniła się niczym pomoc domowa.
-Głupia- powiedziałam i potargałam jej włosy.
-Pakować się raczej nie musisz- spojrzała na stojące w progu walizki.
-Masz rację, tylko poukładam trochę rzeczy. Były wrzucane na szybko- powiedziałam- a teraz ty szoruj do łazienki.
Nie musiałam jej długo namawiać, już po chwili słyszałam lecącą z kranu wodę. Kiedy Olga zażywała kąpieli, ja zabrałam się za segregowanie ubrań, które chciałam zabrać ze sobą.
-A wiesz, że Zbyszek Bartman przeniósł się so Pallavolo Modena?- oświadczyła wchodząc do pomieszczenia, gdzie się znajdowałam.
-Zbyszek?- zapytałam przypominając sobie mężczyznę z lotniska.
-Zbyszek?- zapytałam przypominając sobie mężczyznę z lotniska.
-No tak, siatkarz- oznajmiła Olga przewracając oczami.
-Po co mi to mówisz? Przecież ja i tak ich nie znam...
-Ale mogłabyś się od czasu do czasu zainteresować moją pasją- powiedziała z nutką pretensji w głosie.
-Przepraszam, ale wiesz, że nigdy nie przepadałam za siatkówką- spojrzałam na nią przepraszającym wzrokiem.
-Chciałabym, żeby wydarzyło się coś, dzięki czemu inaczej spojrzysz na ten sport i ludzi, którzy go uprawiają- powiedziała rozmarzona.
-Może kiedyś- zaśmiałam się. Podeszła do mnie i wspólnie zaczęłyśmy pakować moje rzeczy do torby.
Zerknęłam na zegarek. Wskazywał godzinę dwunastą. Planowałam dojechać do Łodzi i załapać się na kolacje. Według moich szybkich wyliczeń zrobionych w głowie doszłam do wniosku, że ma jeszcze sporo czasu. Postanowiłyśmy obejrzeć jakiś ciekawy film. Od razu odrzuciłam tandetne komedie romantyczne. Ostateczny wybór padł na pierwszy lepszy horror. Przed rozpoczęciem seansu zasłoniłyśmy rolety dla lepszego efektu. Uruchomiłam kino domowe, które dostałam na urodziny od taty i zatraciłyśmy się w kolorowych obrazkach wyświetlanych na ekranie telewizora. Po obejrzeniu wciągnęłam na siebie ładniejsze ubrania, pożegnałam z Olgą i niedługo potem siedziałam w moim czarnym Oplu Insygnii. Obejmując kierownicę dłońmi, wróciłam myślami do Zibiego. Przypomniał mi się jego ciepły dotyk i zatroskanie. Szkoda, że nasze spotkanie nie potrwało dłużej. Pewnie już nigdy go nie zobaczę.
Podjechałam pod willę mojej mamy. Uśmiechnięta pani domu czekała na mnie na tarasie. Wyjęłam torbę z bagażnika i podbiegłam do niej się przywitać.
-Witaj skarbie- powiedziała wyraźnie uradowania moją obecnością.
-Cześć mamciu- ucałowałam ją w policzek
-Cześć mamciu- ucałowałam ją w policzek
-Przechodź do jadalni, czeka tam już na ciebie ciepła kolacja- rzekła odbierając ode mnie walizkę. Na stole ujrzałam porcelanową zastawę po brzegi wypełnioną parującym jedzeniem. W momencie gdy siadałam do stołu w drzwiach ukazała się rozpromieniona Monika Jabłońska. Skierowała swoje kroki w moją stronę zajmując miejsce naprzeciwko. Posiłek spożyłyśmy prowadząc miła rozmowę. Nawzajem opowiadałyśmy co się u nas ostatnio wydarzyło.
-A jak tam Oscar żyje?- zapytała niczego jeszcze nieświadoma.
Odwróciłam od niej twarz walcząc ze łzami, które starały się opuścić moje powieki i wypłynąć na zewnątrz. Nie zadając krzywdzących moje zranione serce pytań, okrążyła stół, aby już po chwili zamknąć mnie w dodającym otuchy matczynym uścisku. Tego właśnie było mi najbardziej trzeba.
Jak za starych dobrych czasów mama zaprowadziła córkę do łóżka. Położyła się obok i gładząc po włosach starała się mnie uspokoić. Po niedługim czasie odpłynęłam.
Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zaspana włożyłam na siebie szlafrok i poszłam otworzyć. W progu ujrzałam malutkiego pana z torbą po brzegi wypchaną białymi kopertami.
-Dzień dobry!- zawył milutkim głosikiem- proszę tu pokwitować- dodał podstawiając mi pod nos kartkę na czarnej podkładce. Otępiałymi ruchami przejęłam długopis i paczkę z jego ręki zapisując swoje nazwisko.
-Jak można być tak radosnym z samego rana?- zapytałam z nadzieją, że ta informacja poprawi mi humor.
-Jak można być tak radosnym z samego rana?- zapytałam z nadzieją, że ta informacja poprawi mi humor.
-Pani...-zerknął na świstek-...Zuzanno jest południe- uśmiechnął się do mnie, a ja zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu w celu znalezienia jakiegoś zegarka. Zamiast tego mój wzrok przykuła karteczka leżąca na szklanym stoliku. Radośnie pożegnałam się z listonoszem. Zwinnymi krokami przeszłam przez pokój i znalazłam się przy wspomnianym wcześniej mebelku. Na wierzchu widniało moje imię, rozwinęłam zatem i zaczęłam czytać:
Kochana córciu!
Długo myślałam nad tym jak odciągnąć Cię od ponurych myśli. Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie wizyta na siłowni. Zamówiłam Ci ją na 1400.
Mama
Miałam dwie godziny, więc musiałam się pośpieszyć. Pierwsze co zamierzałam zrobić to zjeść. Wyjęłam z lodówki potrzebne składniki i już po chwili do mojego żołądka powędrowała pyszna, pożywna kanapka. Ogarnęłam pozostawiony po sobie syf, a potem poszłam do pokoju przywrócić wygląd człowieka.
Spakowałam luźny T-shirt, krótkie spodenki oraz inne potrzebne mi rzeczy. Wyszczotkowane włosy upięłam w koński ogon i byłam gotowa do wyjścia.
Droga zajęła mi 15 minut. Opuszczając samochód ruszyłam w stronę budynku. Weszłam do środka witając się z Klaudią- znajomą recepcjonistką, tego lokalu.
-Cześć Zuźka- wykrzyknęła na mój widok.
-Heej, miałam rezerwację na czternastą- podała mi kluczyk do szafki.
-Heej, miałam rezerwację na czternastą- podała mi kluczyk do szafki.
-Co tam u ciebie słychać?- wesoło kontynuowała pogawędkę.
-Nic nowego, pogadamy później, bo trochę mi się śpieszy- ucięłam rozmowę przechodząc do szatni.
Sprawnie zmieniłam ubranie i skierowałam się do sali głównej, na której ćwiczyła niewielka ilość osób. Dziwne. Zazwyczaj na siłowni mamy znajdowały się tłumy spoconych ludzi. Długo się nad tym nie zastanawiałam. Usiadłam na pierwszy z brzegu rower.
Kiedy byłam młodsza zawsze starałam się wypróbować wszystkie przyrządy dostępne na siłowni. Tak też zrobiłam i tym razem. Pod ścianą pozostały jedynie ciężkie sztangi. Nie myśląc racjonalnie postanowiłam się nimi "pobawić". Ułożyłam się wygodnie na ławeczce z zamiarem podniesienia kilkudziesięciu kilogramów. Byłam z siebie dumna, że podniosłam taki ciężar. Zapominając o tym co mam nad głową rozluźniłam uścisk. Poczułam ogromny ból w okolicy szyi, a moje płuca przestawały pracować. Miałam świadomość, że tracę kontakt ze światem. Moją ostatnią myślą było silne ramię faceta z lotniska , które mogłoby uratować mnie przed zgniatającym moje ciało żelazem.
Głęboki wdech i kilka bolesnych kaszlnięć przywróciło mnie do rzeczywistości Przed moją twarzą ujrzałam wyciągniętą w moim kierunku dłoń z butelką wody. Odebrałam ją, usiadłam i wypiłam parę ogromnych łyków, które odrobinę otrzeźwiły moje zbolałe ciało. W końcu spojrzałam na uśmiechniętą twarz tego, który mnie uratował.
-Jestem Mariusz, dla przyjaciół Szampon- przedstawił się mój wybawiciel z zębami na wierzchu.
..............................................................................................................................................................................................
Kolejny rozdział nareszcie jest! ;)
Nie zrażajcie się tym iż kolejna część opowiadania została dodana po tak dłuugiej przerwie. Obiecujemy, że następne będą o wiele, wcześniej. ;]
Mamy nadzieję, że początek Was zachęca. Jest to nasz pierwszy blog, więc prosimy o komentarze zarówno te pozytywne jak i negatywne. Jeśli chcecie zostawcie też swoje propozycję na ulepszenie tej stronki. ;3
Pozdrawiamy cieplutko NatAn. ;*
P.S Rozdział nr. 3 ukażę się we wtorek. ;]
P.S Rozdział nr. 3 ukażę się we wtorek. ;]
Wow, najpierw Zibi, potem Szampon. Dzieje się! Jestem ciekawa, co z tego wyniknie.
OdpowiedzUsuńA wyciskanie sztangi bez asekuracji jest bardzo ryzykowne, jeżeli nie znasz swoich możliwości :D
Czekam na kolejne :)
Świeetny blog ;D i o siatkarzach to już w ogóle jestem Wasza ;*
OdpowiedzUsuńOgólnie jest dobrze, jak na pierwsze opowiadanie na prawdę dobrze. Piszecie w trochę roztrzepany sposób, ale da się to ogarnąć, jeśli czyta się uważnie. Uwierzcie mi, czytałam takie opowiadania (zaledwie parę rozdziałów i rezygnowałam), w których wszystkowiedzący nie połapałby się. Akcja, bohaterowie... Wszystko było porozsypywane. Nie wyłapałam błędów ortograficznych, co pomaga w zrozumieniu tekstu, bo nie trzeba się zastanawiać co autor/autorzy mieli na myśli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Aleksowaa (tt - @zuzamiller) <3
http://siatkarski-zaklad.blogspot.com/
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/