wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 3. "Czy Ty jesteś Skrzatem?"



-Miło mi Zuzia jestem. - jęknęłam czując uścisk w żebrach, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.
-"Wyciskanie sztangi bez asekuracji jest bardzo ryzykowne, jeśli nie znasz swoich możliwości". - skwitował Mariusz.
-Zdążyłam zauważyć. - westchnęłam i pierwszy raz spojrzałam mu prosto w oczy - A tak w ogóle to dziękuję, że uratowałeś mi życie.
-Nie masz za co dziękować. - powiedział i w tym samym momencie zorientowałam się, że większość obecnych się nam przygląda. - Ty Zuźka masz już chyba dość ćwiczeń na dzisiaj. - skrępowany podrapał się po głowie - Może wyskoczymy wieczorem na drinka? - wypalił w końcu. 
Zaczęła się bitwa! W mojej głowie kłębiła się masa sprzecznych ze sobą myśli. Z jednej strony obiecałam sobie, że w najbliższym czasie zerwę wszelki kontakt z płcią przeciwną. Z drugiej jednak Szampon wydawał się typem człowieka, który potrafiłby poprawić mi nastrój. Plusem jego osoby był też fakt, że nie wyglądał na podrywacza i na pewno nie łamie kobiecych serc.
-W sumie czemu nie, mogę z tobą iść. - rzekłam, poprosił, abym podała mu swój numer telefonu oraz była gotowa na dwudziestą. Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań między sobą i poszłam do szatni, uświadomiłam sobie, że idę do klubu z dopiero co poznanym facetem. Przypomniałam sobie historię z udziałem Oscara. Zaczynaliśmy podobnie. Poznaliśmy się w małej amerykańskiej kawiarence. Chodziłam do niej regularnie, by odprężyć się, a także zatracić w lekturze. Do realnego świata  przywrócił mnie głos przystojnego, ciemnookiego chłopaka. Usiadł przy moim stoliku, zaczęliśmy rozmawiać i już po chwili byliśmy umówieni na wieczór. Zapatrzyłam się w niego jak gówniara i miałam obawy, że tym razem będzie podobnie.
            Długo myślałam czy podjęłam trafną decyzję, aż do późnego popołudnia. Mimo poczucia, że ta znajomość nie wróży nic dobrego, postanowiłam zrobić na złość samej sobie i już o godzinie osiemnastej zaczęłam robić się na bóstwo.
Na sam początek przegrzebałam swoją szafę. Całe szczęście, że mama na zapas uwielbiała uzupełniać moją garderobę. Dzięki temu miałam dziesiątki sukienek do wyboru. Nie tracąc czasu wyjęłam pierwszą lepszą wiszącą najbliżej. 
-Ta się nie nadaje. - szepnęłam. - Za krótka. Zbyt dziewczęca. Masa wzorków. Nie ten kolor- krytykowałam kolejno wyrzucając sukienki na podłogę.
            Po niemałej rewolucji pisnęłam z zachwytu.
-Perfekcyjna! - zaczęłam chichotać pod nosem, jednocześnie przyglądając się mojej zdobyczy. Szybko odłożyłam ją na łóżko skrupulatnie rozprostowując wszelkie zagniecenia, po czym popędziłam w kierunku łazienki. Jako pierwszą z odświeżających czynności, które zamierzałam wykonać było dokładnie wymycie mojego ciała, ponieważ po wyjściu z siłowni i męczących ćwiczeniach kompletnie zapomniałam o wzięciu kąpieli. Kiedy wyszłam z wanny przyszedł czas na zmaganie z moimi długimi i gęstymi włosami. Wysuszyłam je, a następnie spojrzałam w lustro. To był szok! Wyglądałam jak Chopin po nieudanym koncercie.
-Cholera jasna! Co ja teraz zrobię! - wymamrotałam do mojego odbicia. Otworzyłam szafkę z kosmetykami mamy. Znalazłam odżywkę, którą natychmiast nałożyłam na zmechaconą czuprynę. Nagrzana lokówka czekała cierpliwie na swoją kolej. Wygładziłam włosy, wzięłam do ręki gorący przedmiot i już po kwadransie z mojej głowy zwisały skaczące sprężynki. Dumna z siebie przeszłam do zrobienie dość wyzywającego makijażu. Baza pod make-up znalazła się na twarzy bardzo szybko. Większy problem sprawiło mi posługiwanie się eyelinerem. Przy pięciokrotnej próbie zrobienia kreski na powiece, głupia ręka zadrżała. Dopiero szóste pociągnięcie okazało się idealne. Przyszedł czas na wydłużenie i pogrubienie rzęs. Ta czynność wyszła całkiem nieźle. Wkroczyłam do sypialni, aby w końcu wrzucić na siebie moje cudeńko.
            
          Stanęłam przed lustrem. Efekt końcowy był rewelacyjny. Lazurowy kolor zwiewnego ubrania podkreślał moje niebieskie oczy. Loki opadające na moje ramiona rzeźbiły rysy okrągłej buzi. Falbanki sukienki uwydatniały wszystkie walory  kobiecości. Czarne, wysokie szpilki wydłużyły mi nóżki. Tego samego koloru kopertówka idealnie współgrała z resztą. Ostatnim elementem było nałożenie truskawkowego błyszczyku na moje malinowe usta. Wrzuciłam go do torebki i właśnie w tym momencie usłyszałam dźwięk samochodowego klaksonu. Nie wahając się ani chwili, nacisnęłam klamkę. Mariusz wyszedł z auta. Jego spojrzenie spoczywało na mnie przez parę chwil. Potem sprawnym krokiem okrążył go i uchylił drzwi ze strony pasażera.
-Olśniewająco wyglądasz. - przywitał mnie całusem w policzek. Moje długie przygotowania nie poszły na marne. Już jednego faceta zwaliłam z nóg.
-Dziękuję Ty też prezentujesz się niczego sobie. - skłamałam. W rzeczywistości wyglądał nieziemsko. Mój kompan miał na sobie szarą marynarkę z podgiętymi rękawami, która przykrywała białą koszulę. Do kompletu założył ciemne dżinsy świetnie komponujące się z resztą ubioru. Nie tracąc czasu wśliznęłam się na fotel przykryty skórzaną tapicerką. Mariusz zrobił to samo i już po chwili byliśmy w drodze do klubu.
-Interesujesz się może siatkówką? - zapytał patrząc na mnie ciekawskim wzrokiem.
-Ja nie, ale moja przyjaciółka ma bzika na tym punkcie, a dlaczego pytasz?
-Bo miałbym propozycję. - uniósł w górę swoje ciemne brwi.
-Zamieniam się w słuch. - uśmiechnęłam się do mojego towarzysza.
-To będzie niespodzianka. - odsłonił rząd śnieżnobiałych zębów. - Mieszkasz w Łodzi? - zapytał.
-Nie. Przyjechałam do mamy. - odparłam.
-A do taty to już nie?
-Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłam małym dzieckiem. Ojciec mieszka w Stanach i ma dobrze prosferującą firmę, która  przynosi spore zyski. A moja kochana mamuśka jest właścicielką siłowni, gdzie się poznaliśmy- posłałam do mojego rozmówcy szczery uśmiech. Dziesięć minut podróży, a ja już wiedziałam o nim prawie wszystko.
            Weszliśmy do lokalu, zajęliśmy stolik i zamówiliśmy po kieliszku martini. Po kilku kolejkach atmosfera rozluźniła się, zaczęliśmy szaleć na parkiecie.
Trafił się wolny kawałek. Chwila zawahania. Bałam się, że wszystko powróci. Miałam obawy, że się zakocham. Spędzimy kilka wspaniałych tygodni czy miesięcy przeplatanych romantycznym nastrojem. Potem zaczną się sprzeczki o byle co, a wisienką na torcie będzie zdrada.
Moje ponure myśli rozwiał ciepły mariuszowy dotyk. Objął mnie w talii i delikatnie przyciągnął do siebie. Nie pozostałam dłużna, zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Dłoń Szampona powędrowała w kierunku mojego ramienia, które zaczął subtelnie gładzić opuszkami palców. Nasze spojrzenia zetknęły się. Czerpaliśmy przyjemność nawzajem zatracając się w sobie.  Mariusz zacisnął mnie szczelnie w swoim uścisku. Z każdym ruchem ocieraliśmy się o siebie. Z klubowych głośników płynęła ballada, a my oddaliśmy się muzyce.
Chwilo, trwaj wiecznie!
-Mogę pana prosić o autograf? - zapytała nastoletnia dziewczyna z uśmiechem na twarzy i wyciągniętym w naszym kierunku zdjęciem Wlazłego w żółto-czarnej koszulce. Swoją drogą niezły moment wybrała, miała wyczucie czasu skubana.
-Jasne, że tak. - odparł i od niechcenia złożył podpis na swojej podobiźnie. Po czym zaciągnął mnie w ustronne miejsce.
-Co to było? - zapytałam zdziwiona, a zarazem zła z przerwanego mi błogiego stanu.
-Przyjemniejsza część mojej pracy- odparł z uśmiechem.
-Czy ty jesteś...?
-Tak. Dobrze myślisz, jestem siatkarzem. - po tych słowach wyciągnął kluczyk z breloczkiem pszczółki.
-A to co niby? - przejęłam od niego zabawny wisiorek, aby lepiej mu się przyjrzeć.
-Pomniejszona maskotka mojej drużyny. PGE Skry Bełchatów. - wypiął pierś na znak dumy z przynależności do tego klubu.
-Słodka. - rzekłam wpatrując się w owada - Tak w ogóle, to kojarzę skądś tą nazwę.
-O, mówiłaś, że nie interesujesz się siatkówką. - rzucił udając obrażoną minę.
-No nie, ale trudno niczego nie wiedzieć przy gadającej o tym 25 na dobę przyjaciółce.
-To przyjedź z nią kiedyś na mecz. - zawołał uradowany.
-Z wielką chęcią by poszła, szczególnie gdyby dowiedziała się, że moim nowym kumplem jest siatkarz. - odparłam.
-Kumplem? - zapytał unosząc brwi do góry.
-Tak na razie kumplem. - powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowo - A co będzie dalej to zobaczymy. Wymieniliśmy się spojrzeniami i powędrowaliśmy na parkiet co rusz popijając drinka. Zabawom nie było końca. Jak to się mówi "Wymietli nas ze śmieciami." Mieliśmy we krwi sporą ilość alkoholu, żadne z nas nie było w stanie prowadzić samochodu, więc zamówiliśmy taksówkę. W znakomitych humorach udaliśmy się do naszych domów. Jako pierwsza miałam do niego dotrzeć.
            Zajeżdżając pod bramę Mariusz wysiadł razem ze mną i trzymając rękę na moim ramieniu odprowadził mnie pod same drzwi. Stojąc na schodach zaczął zbliżać swoją twarz, a ja odwróciłam się w lewą stronę tak, że jego delikatne wargi spoczęły na moim policzku.
-Dobranoc. - speszony rzekł krótko i wsiadł do srebrnego auta. Zmęczona całonocną zabawą w towarzystwie Mariusza padłam na łóżko i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
            Po przebudzeniu jak każdego ranka spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Spostrzegłam, że mam nieodczytaną wiadomość.
27.06.2013r.
Mariusz: Przepraszam za wczoraj. W ramach rekompensaty zapraszam Cię na obiad. Co Ty na to?
Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej twarzy.
27.06.2013r.
Ja: Znakomity pomysł. O wczorajszym już zapomniałam.
Minęłam się z prawdą dla dobra naszej znajomości. Tak naprawdę ciągle miałam w głowie efekt końcowy imprezy. Byłam na niego zła za to, że tak szybko chciał się do mnie zbliżyć. W mojej głowie nagromadziły się wątpliwości. Czy dalej powinnam to ciągnąć, a może od razu zerwę nasz kontakt? Nie! Nie mogę tego zrobić. Przy nim mogę zapomnieć o problemach i świetnie się bawić. Boję się kolejnego spotkania, ale mimo wszystko pójdę na ten obiad. W końcu po to przyjechałam do Łodzi, aby oderwać się od wszelkich nieprzyjemności oraz skupić na tym co daje mi frajdę. Tak zrobię. Spotkam dziś uroczego Szampona, a dzięki temu znów będę miała masę radości z miłej pogawędki i luźnych żartów. Kto wie, może gdy poznam go bliżej coś z tego będzie? Wtuliłam się w puchową poduchę. Mimo wszystko potrzebuję jeszcze czasu, by powoli u boku Mariusza otrząsnąć się po feralnej przygodzie z Evansem, a jeśli to właśnie z tego powodu tak bardzo pragnę zatrzymać go przy sobie?
            Rześki prysznic orzeźwił mój umysł. Doszłam do wniosku, że pozostaniemy tylko przyjaciółmi. Jeśli ja nie pozwolę mu na zbyt wiele to nic między nami nie zajdzie. Postanowione, dziś o godzinie czternastej spotkam się z Wlazłym w łódzkiej restauracji. Zjemy obiad, pogadamy, pośmiejemy się, spędzimy miło czas i wrócimy do domów. W chwili gdy moja mokra stopa zetknęła się z łazienkowymi płytkami, po raz kolejny usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
Ludzie, dajcie mi chodź odrobinę spokoju!
Sprawnym ruchem narzuciłam na wilgotną skórę szlafrok, by już po chwili przegrzebywać pościel w poszukiwaniu komórki. Odrzuciłam poduszkę. W końcu wyłowiłam zgubę. Na ekranie pojawiła się uśmiechnięta mordka Olgi.
-Słucham. - klapnęłam sobie na podłogę opierając się o brzeg łóżka.
-No hej! Jak tam humorek, już lepszy? - zaćwierkała radośnie.
-Tak, zdecydowanie tak. - wyszczerzyłam zęby. Nie miałam pojęcia jak ona to robi, że za każdym razem potrafi uszczęśliwić mnie zwykłą rozmową.
-O, to coś nowego, nigdy tak szybko nie zmieniało ci się samopoczucie, co lub kto za tym stoi? - jej głos stał się nagle podejrzliwy.
-Przestań! Mówiłam ci, że płeć męska schodzi na dalszy plan, przynajmniej tymczasowo. - ofuknęłam przyjaciółkę dąsając się do słuchawki.
-Dobra, dobra już ja cię znam. Mów szybko kogo poznałaś. - wyczułam w głosie przyjaciółki lekkie podenerwowanie.
-Okej, masz rację, poznałam kogoś. - wyrzuciłam z siebie to co od samego początku chciałam powiedzieć Oldze.
-Wiedziałam!- krzyknęła triumfalnie. Oczami wyobraźni zobaczyłam moją podekscytowaną kumpelę.
-I miałaś rację.
-Opowiadaj. Jaki jest?
-Ma na imię Mariusz. Poznałam go na siłowni mamy, a więcej informacji dostarczę dopiero jak wrócę.
-Ej dlaczego? Chciałabym już teraz poznać szczegóły. - posmutniała.
-To nie jest historia, którą chce ci opowiadać przez telefon. - pośpiesznie się wytłumaczyłam.
-Jakoś temu zaradzimy, mam już pewien pomysł. - zachichotała do słuchawki.
-Trochę się obawiam, ale mów. - rzekłam odwzajemniając śmiech.
-Zuźka, nie ma czego, przecież mnie znasz. Moja propozycja jest taka, żebyś w piątek wpadła na mecz. Polska będzie grała z Argentyną. - oznajmiła radosnym głosem.
-Czemu nie? Mogę wpaść, tym bardziej, że strasznie się za tobą stęskniłam. - po tej wypowiedzi przytuliłam się do telefonu.
-Spokojnie już niedługo się zobaczymy. - ton jakim wypowiedziała te słowa był ciepły i pocieszający.
-Na pewno przyjadę. - zapewniłam przyjaciółkę.
-Już nie mogę się doczekać. Buziaki. - zakończyła połączenie.
Tego mi było trzeba. Luźnej rozmowy z Olgą. Celowo nie powiedziałam jej, że nowo poznanym mężczyzną jest zawodnik Skry. Zamierzam przekazać te nowinkę osobiście, widząc przy tym dziwną minę i niedowierzanie w oczach.

................................................................................................................................................................................................................................................................

Witamy!

Znowu przepraszamy za opóźnienie, ale sprawy rodzinne nieco przeszkodziły nam w tworzeniu. Kolejne rozdziały będą publikowane systematyczniej. Na pocieszenie dodamy, że piąty rozdział jest już gotowy jednak cierpliwie musicie na niego zaczekać. ;)

Bardzo dziękujemy użytkowniczce, która kryje się pod nazwą Judyta, za cudne podsumowanie naszego poprzedniego rozdziału.  Mamy nadzieję, że nie obrazisz się za to iż wykorzystaliśmy Twoją wypowiedź w naszym opowiadaniu. ;*

Pozostawione w komentarzach linki z Waszymi blogami nie zostaną pominięte. Z wielką przyjemnością czytamy Wasze opowiadania. ;D


Pozdrawiamy NatAn.

P.S. Jak zauważyła Aleksowaa, na cele opowiadania Mariusz Wlazły jest wolny. :)
            

2 komentarze:

  1. Informujcie mnie o nowych rozdziałach na http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/ lub na twitterze (@zuzamiller) :)

    Zaskakująca część Waszego opowiadania, mówiąc szczerze. Czyżby nie była tu uwzględniona Paulina, po mężu Wlazły? ;D

    Pozdrawiam, Aleksowaa <3

    http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/ <- od poniedziałku z 23 rozdziałem
    http://siatkarski-zakład.blogspt.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju, dziękuję za takie wyróżnienie mojej osoby <3 Nawet nie wiecie, jak coś takiego podnosi na duchu i motywuje! :D Oczywiście, że się nie obrażę, wręcz przeciwnie, jestem z tego powodu bardzo usatysfakcjonowana:)
    Skoro Mariusz wolny, to wszystkie drogi i opcje w tym opowiadaniu są możliwe, więc nie wiadomo, czego się spodziewać po nim i Zuzie. Chociaż w bohaterach rzuca mi się w oczy Wronka, więc kto wie? Szampon popełnił chyba mały falstart! Żeby zdobyć kobietę, trzeba się trochę napracować, nie ma nic od tak :D
    Przy okazji zapraszam Was na mojego drugiego bloga http://ill-never-let-you-go.blogspot.com/ , na którym aktualnie jest prolog i pierwszy rozdział. Byłoby mi bardzo miło, jeśli przeczytałybyście je i opatrzyły swoim świetnym komentarzem <3
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :*:*

    OdpowiedzUsuń