-Miło mi Zuzia jestem. - jęknęłam
czując uścisk w żebrach, przez co na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.
-"Wyciskanie sztangi bez
asekuracji jest bardzo ryzykowne, jeśli nie znasz swoich możliwości". -
skwitował Mariusz.
-Zdążyłam zauważyć. - westchnęłam i
pierwszy raz spojrzałam mu prosto w oczy - A tak w ogóle to dziękuję, że
uratowałeś mi życie.
-Nie masz za co dziękować. - powiedział
i w tym samym momencie zorientowałam się, że większość obecnych się nam
przygląda. - Ty Zuźka masz już chyba dość ćwiczeń na dzisiaj. - skrępowany
podrapał się po głowie - Może wyskoczymy wieczorem na drinka? - wypalił w
końcu.
Zaczęła się bitwa! W mojej głowie
kłębiła się masa sprzecznych ze sobą myśli. Z jednej strony obiecałam sobie, że
w najbliższym czasie zerwę wszelki kontakt z płcią przeciwną. Z drugiej jednak
Szampon wydawał się typem człowieka, który potrafiłby poprawić mi nastrój.
Plusem jego osoby był też fakt, że nie wyglądał na podrywacza i na pewno nie
łamie kobiecych serc.
-W sumie czemu nie, mogę z tobą iść. -
rzekłam, poprosił, abym podała mu swój numer telefonu oraz była gotowa na
dwudziestą. Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań między sobą i poszłam do szatni, uświadomiłam
sobie, że idę do klubu z dopiero co poznanym facetem. Przypomniałam sobie
historię z udziałem Oscara. Zaczynaliśmy podobnie. Poznaliśmy się w małej
amerykańskiej kawiarence. Chodziłam do niej regularnie, by odprężyć się, a
także zatracić w lekturze. Do realnego świata
przywrócił mnie głos przystojnego, ciemnookiego chłopaka. Usiadł przy
moim stoliku, zaczęliśmy rozmawiać i już po chwili byliśmy umówieni na wieczór.
Zapatrzyłam się w niego jak gówniara i miałam obawy, że tym razem będzie
podobnie.
Długo
myślałam czy podjęłam trafną decyzję, aż do późnego popołudnia. Mimo poczucia,
że ta znajomość nie wróży nic dobrego, postanowiłam zrobić na złość samej sobie
i już o godzinie osiemnastej zaczęłam robić się na bóstwo.
Na sam początek przegrzebałam swoją
szafę. Całe szczęście, że mama na zapas uwielbiała uzupełniać moją garderobę.
Dzięki temu miałam dziesiątki sukienek do wyboru. Nie tracąc czasu wyjęłam
pierwszą lepszą wiszącą najbliżej.
-Ta się nie nadaje. - szepnęłam. - Za
krótka. Zbyt dziewczęca. Masa wzorków. Nie ten kolor- krytykowałam kolejno
wyrzucając sukienki na podłogę.
Po
niemałej rewolucji pisnęłam z zachwytu.
-Perfekcyjna! - zaczęłam chichotać pod
nosem, jednocześnie przyglądając się mojej zdobyczy. Szybko odłożyłam ją na
łóżko skrupulatnie rozprostowując wszelkie zagniecenia, po czym popędziłam w
kierunku łazienki. Jako pierwszą z odświeżających czynności, które zamierzałam
wykonać było dokładnie wymycie mojego ciała, ponieważ po wyjściu z siłowni i
męczących ćwiczeniach kompletnie zapomniałam o wzięciu kąpieli. Kiedy wyszłam z
wanny przyszedł czas na zmaganie z moimi długimi i gęstymi włosami. Wysuszyłam
je, a następnie spojrzałam w lustro. To był szok! Wyglądałam jak Chopin po
nieudanym koncercie.
-Cholera jasna! Co ja teraz zrobię! -
wymamrotałam do mojego odbicia. Otworzyłam szafkę z kosmetykami mamy. Znalazłam
odżywkę, którą natychmiast nałożyłam na zmechaconą czuprynę. Nagrzana lokówka
czekała cierpliwie na swoją kolej. Wygładziłam włosy, wzięłam do ręki gorący
przedmiot i już po kwadransie z mojej głowy zwisały skaczące sprężynki. Dumna z
siebie przeszłam do zrobienie dość wyzywającego makijażu. Baza pod make-up
znalazła się na twarzy bardzo szybko. Większy problem sprawiło mi posługiwanie
się eyelinerem. Przy pięciokrotnej próbie zrobienia kreski na powiece, głupia
ręka zadrżała. Dopiero szóste pociągnięcie okazało się idealne. Przyszedł czas
na wydłużenie i pogrubienie rzęs. Ta czynność wyszła całkiem nieźle. Wkroczyłam
do sypialni, aby w końcu wrzucić na siebie moje cudeńko.
Stanęłam przed lustrem. Efekt końcowy był rewelacyjny. Lazurowy kolor zwiewnego ubrania podkreślał moje niebieskie oczy. Loki opadające na moje ramiona rzeźbiły rysy okrągłej buzi. Falbanki sukienki uwydatniały wszystkie walory kobiecości. Czarne, wysokie szpilki wydłużyły mi nóżki. Tego samego koloru kopertówka idealnie współgrała z resztą. Ostatnim elementem było nałożenie truskawkowego błyszczyku na moje malinowe usta. Wrzuciłam go do torebki i właśnie w tym momencie usłyszałam dźwięk samochodowego klaksonu. Nie wahając się ani chwili, nacisnęłam klamkę. Mariusz wyszedł z auta. Jego spojrzenie spoczywało na mnie przez parę chwil. Potem sprawnym krokiem okrążył go i uchylił drzwi ze strony pasażera.
-Olśniewająco wyglądasz. - przywitał
mnie całusem w policzek. Moje długie przygotowania nie poszły na marne. Już
jednego faceta zwaliłam z nóg.
-Dziękuję Ty też prezentujesz się
niczego sobie. - skłamałam. W rzeczywistości wyglądał nieziemsko. Mój kompan
miał na sobie szarą marynarkę z podgiętymi rękawami, która przykrywała białą
koszulę. Do kompletu założył ciemne dżinsy świetnie komponujące się z resztą
ubioru. Nie tracąc czasu wśliznęłam się na fotel przykryty skórzaną tapicerką.
Mariusz zrobił to samo i już po chwili byliśmy w drodze do klubu.
-Interesujesz się może siatkówką? -
zapytał patrząc na mnie ciekawskim wzrokiem.
-Ja nie, ale moja przyjaciółka ma bzika
na tym punkcie, a dlaczego pytasz?
-Bo miałbym propozycję. - uniósł w górę
swoje ciemne brwi.
-Zamieniam się w słuch. - uśmiechnęłam
się do mojego towarzysza.
-To będzie niespodzianka. - odsłonił
rząd śnieżnobiałych zębów. - Mieszkasz w Łodzi? - zapytał.
-Nie. Przyjechałam do mamy. - odparłam.
-A do taty to już nie?
-Moi rodzice rozwiedli się, gdy byłam
małym dzieckiem. Ojciec mieszka w Stanach i ma dobrze prosferującą firmę,
która przynosi spore zyski. A moja
kochana mamuśka jest właścicielką siłowni, gdzie się poznaliśmy- posłałam do
mojego rozmówcy szczery uśmiech. Dziesięć minut podróży, a ja już wiedziałam o
nim prawie wszystko.
Weszliśmy
do lokalu, zajęliśmy stolik i zamówiliśmy po kieliszku martini. Po kilku
kolejkach atmosfera rozluźniła się, zaczęliśmy szaleć na parkiecie.
Trafił się wolny kawałek. Chwila
zawahania. Bałam się, że wszystko powróci. Miałam obawy, że się zakocham.
Spędzimy kilka wspaniałych tygodni czy miesięcy przeplatanych romantycznym
nastrojem. Potem zaczną się sprzeczki o byle co, a wisienką na torcie będzie
zdrada.
Moje ponure myśli rozwiał ciepły
mariuszowy dotyk. Objął mnie w talii i delikatnie przyciągnął do siebie. Nie
pozostałam dłużna, zarzuciłam swoje ręce na jego szyję. Dłoń Szampona
powędrowała w kierunku mojego ramienia, które zaczął subtelnie gładzić
opuszkami palców. Nasze spojrzenia zetknęły się. Czerpaliśmy przyjemność
nawzajem zatracając się w sobie. Mariusz
zacisnął mnie szczelnie w swoim uścisku. Z każdym ruchem ocieraliśmy się o siebie.
Z klubowych głośników płynęła ballada, a my oddaliśmy się muzyce.
Chwilo, trwaj wiecznie!
-Mogę pana prosić o autograf? -
zapytała nastoletnia dziewczyna z uśmiechem na twarzy i wyciągniętym w naszym
kierunku zdjęciem Wlazłego w żółto-czarnej koszulce. Swoją drogą niezły moment
wybrała, miała wyczucie czasu skubana.
-Jasne, że tak. - odparł i od
niechcenia złożył podpis na swojej podobiźnie. Po czym zaciągnął mnie w
ustronne miejsce.
-Co to było? - zapytałam zdziwiona, a
zarazem zła z przerwanego mi błogiego stanu.
-Przyjemniejsza część mojej pracy-
odparł z uśmiechem.
-Czy ty jesteś...?
-Tak. Dobrze myślisz, jestem siatkarzem.
- po tych słowach wyciągnął kluczyk z breloczkiem pszczółki.
-A to co niby? - przejęłam od niego
zabawny wisiorek, aby lepiej mu się przyjrzeć.
-Pomniejszona maskotka mojej drużyny.
PGE Skry Bełchatów. - wypiął pierś na znak dumy z przynależności do tego klubu.
-Słodka. - rzekłam wpatrując się w
owada - Tak w ogóle, to kojarzę skądś tą nazwę.
-O, mówiłaś, że nie interesujesz się
siatkówką. - rzucił udając obrażoną minę.
-No nie, ale trudno niczego nie
wiedzieć przy gadającej o tym 25 na dobę przyjaciółce.
-To przyjedź z nią kiedyś na mecz. -
zawołał uradowany.
-Z wielką chęcią by poszła, szczególnie
gdyby dowiedziała się, że moim nowym kumplem jest siatkarz. - odparłam.
-Kumplem? - zapytał unosząc brwi do
góry.
-Tak na razie kumplem. - powiedziałam z
naciskiem na ostatnie słowo - A co będzie dalej to zobaczymy. Wymieniliśmy się
spojrzeniami i powędrowaliśmy na parkiet co rusz popijając drinka. Zabawom nie
było końca. Jak to się mówi "Wymietli nas ze śmieciami." Mieliśmy we
krwi sporą ilość alkoholu, żadne z nas nie było w stanie prowadzić samochodu,
więc zamówiliśmy taksówkę. W znakomitych humorach udaliśmy się do naszych
domów. Jako pierwsza miałam do niego dotrzeć.
Zajeżdżając
pod bramę Mariusz wysiadł razem ze mną i trzymając rękę na moim ramieniu
odprowadził mnie pod same drzwi. Stojąc na schodach zaczął zbliżać swoją twarz,
a ja odwróciłam się w lewą stronę tak, że jego delikatne wargi spoczęły na moim
policzku.
-Dobranoc. - speszony rzekł krótko i
wsiadł do srebrnego auta. Zmęczona całonocną zabawą w towarzystwie Mariusza
padłam na łóżko i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Po
przebudzeniu jak każdego ranka spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
Spostrzegłam, że mam nieodczytaną wiadomość.
27.06.2013r.
Mariusz: Przepraszam za wczoraj. W
ramach rekompensaty zapraszam Cię na obiad. Co Ty na to?
Uśmiech mimowolnie pojawił się na mojej
twarzy.
27.06.2013r.
Ja: Znakomity pomysł. O wczorajszym już
zapomniałam.
Minęłam się z prawdą dla dobra naszej
znajomości. Tak naprawdę ciągle miałam w głowie efekt końcowy imprezy. Byłam na
niego zła za to, że tak szybko chciał się do mnie zbliżyć. W mojej głowie
nagromadziły się wątpliwości. Czy dalej powinnam to ciągnąć, a może od razu
zerwę nasz kontakt? Nie! Nie mogę tego zrobić. Przy nim mogę zapomnieć o
problemach i świetnie się bawić. Boję się kolejnego spotkania, ale mimo
wszystko pójdę na ten obiad. W końcu po to przyjechałam do Łodzi, aby oderwać
się od wszelkich nieprzyjemności oraz skupić na tym co daje mi frajdę. Tak
zrobię. Spotkam dziś uroczego Szampona, a dzięki temu znów będę miała masę
radości z miłej pogawędki i luźnych żartów. Kto wie, może gdy poznam go bliżej
coś z tego będzie? Wtuliłam się w puchową poduchę. Mimo wszystko potrzebuję
jeszcze czasu, by powoli u boku Mariusza otrząsnąć się po feralnej przygodzie z
Evansem, a jeśli to właśnie z tego powodu tak bardzo pragnę zatrzymać go przy
sobie?
Rześki
prysznic orzeźwił mój umysł. Doszłam do wniosku, że pozostaniemy tylko
przyjaciółmi. Jeśli ja nie pozwolę mu na zbyt wiele to nic między nami nie
zajdzie. Postanowione, dziś o godzinie czternastej spotkam się z Wlazłym w
łódzkiej restauracji. Zjemy obiad, pogadamy, pośmiejemy się, spędzimy miło czas
i wrócimy do domów. W chwili gdy moja mokra stopa zetknęła się z łazienkowymi
płytkami, po raz kolejny usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
Ludzie, dajcie mi chodź odrobinę spokoju!
Sprawnym ruchem narzuciłam na wilgotną
skórę szlafrok, by już po chwili przegrzebywać pościel w poszukiwaniu komórki.
Odrzuciłam poduszkę. W końcu wyłowiłam zgubę. Na ekranie pojawiła się
uśmiechnięta mordka Olgi.
-Słucham. - klapnęłam sobie na podłogę
opierając się o brzeg łóżka.
-No hej! Jak tam humorek, już lepszy? -
zaćwierkała radośnie.
-Tak, zdecydowanie tak. - wyszczerzyłam
zęby. Nie miałam pojęcia jak ona to robi, że za każdym razem potrafi
uszczęśliwić mnie zwykłą rozmową.
-O, to coś nowego, nigdy tak szybko nie
zmieniało ci się samopoczucie, co lub kto za tym stoi? - jej głos stał się nagle
podejrzliwy.
-Przestań! Mówiłam ci, że płeć męska
schodzi na dalszy plan, przynajmniej tymczasowo. - ofuknęłam przyjaciółkę
dąsając się do słuchawki.
-Dobra, dobra już ja cię znam. Mów
szybko kogo poznałaś. - wyczułam w głosie przyjaciółki lekkie podenerwowanie.
-Okej, masz rację, poznałam kogoś. -
wyrzuciłam z siebie to co od samego początku chciałam powiedzieć Oldze.
-Wiedziałam!- krzyknęła triumfalnie.
Oczami wyobraźni zobaczyłam moją podekscytowaną kumpelę.
-I miałaś rację.
-Opowiadaj. Jaki jest?
-Ma na imię Mariusz. Poznałam go na
siłowni mamy, a więcej informacji dostarczę dopiero jak wrócę.
-Ej dlaczego? Chciałabym już teraz
poznać szczegóły. - posmutniała.
-To nie jest historia, którą chce ci
opowiadać przez telefon. - pośpiesznie się wytłumaczyłam.
-Jakoś temu zaradzimy, mam już pewien
pomysł. - zachichotała do słuchawki.
-Trochę się obawiam, ale mów. - rzekłam
odwzajemniając śmiech.
-Zuźka, nie ma czego, przecież mnie
znasz. Moja propozycja jest taka, żebyś w piątek wpadła na mecz. Polska będzie
grała z Argentyną. - oznajmiła radosnym głosem.
-Czemu nie? Mogę wpaść, tym bardziej,
że strasznie się za tobą stęskniłam. - po tej wypowiedzi przytuliłam się do
telefonu.
-Spokojnie już niedługo się zobaczymy. -
ton jakim wypowiedziała te słowa był ciepły i pocieszający.
-Na pewno przyjadę. - zapewniłam
przyjaciółkę.
-Już nie mogę się doczekać. Buziaki. -
zakończyła połączenie.
Tego mi było trzeba. Luźnej rozmowy z
Olgą. Celowo nie powiedziałam jej, że nowo poznanym mężczyzną jest zawodnik
Skry. Zamierzam przekazać te nowinkę osobiście, widząc przy tym dziwną minę i
niedowierzanie w oczach.
................................................................................................................................................................................................................................................................
................................................................................................................................................................................................................................................................
Witamy!
Znowu przepraszamy za opóźnienie, ale sprawy rodzinne nieco przeszkodziły
nam w tworzeniu. Kolejne rozdziały będą publikowane systematyczniej. Na
pocieszenie dodamy, że piąty rozdział jest już gotowy jednak cierpliwie musicie
na niego zaczekać. ;)
Bardzo dziękujemy użytkowniczce, która kryje się pod nazwą Judyta, za cudne podsumowanie naszego
poprzedniego rozdziału. Mamy nadzieję,
że nie obrazisz się za to iż wykorzystaliśmy Twoją wypowiedź w naszym
opowiadaniu. ;*
Pozostawione w komentarzach linki z Waszymi blogami nie zostaną
pominięte. Z wielką przyjemnością czytamy Wasze opowiadania. ;D
Pozdrawiamy NatAn. ♥
P.S. Jak zauważyła Aleksowaa, na cele opowiadania Mariusz Wlazły jest
wolny. :)
Informujcie mnie o nowych rozdziałach na http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/ lub na twitterze (@zuzamiller) :)
OdpowiedzUsuńZaskakująca część Waszego opowiadania, mówiąc szczerze. Czyżby nie była tu uwzględniona Paulina, po mężu Wlazły? ;D
Pozdrawiam, Aleksowaa <3
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com/ <- od poniedziałku z 23 rozdziałem
http://siatkarski-zakład.blogspt.com
Jeju, dziękuję za takie wyróżnienie mojej osoby <3 Nawet nie wiecie, jak coś takiego podnosi na duchu i motywuje! :D Oczywiście, że się nie obrażę, wręcz przeciwnie, jestem z tego powodu bardzo usatysfakcjonowana:)
OdpowiedzUsuńSkoro Mariusz wolny, to wszystkie drogi i opcje w tym opowiadaniu są możliwe, więc nie wiadomo, czego się spodziewać po nim i Zuzie. Chociaż w bohaterach rzuca mi się w oczy Wronka, więc kto wie? Szampon popełnił chyba mały falstart! Żeby zdobyć kobietę, trzeba się trochę napracować, nie ma nic od tak :D
Przy okazji zapraszam Was na mojego drugiego bloga http://ill-never-let-you-go.blogspot.com/ , na którym aktualnie jest prolog i pierwszy rozdział. Byłoby mi bardzo miło, jeśli przeczytałybyście je i opatrzyły swoim świetnym komentarzem <3
Czekam na kolejny i pozdrawiam :*:*