sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 5. "Mariusz jest mój!"

            -Heloł! Ziemia do Zuzi. - ręka Olgi śmignęła mi przed oczami.
-Hmm?- zapytałam osłupiona.
-Jesteś tam w środku?
-Tak, przepraszam, zamyśliłam się. - potrząsnęłam głową.
-Pewnie wolałabyś, żeby na miejscu Bartmana był Mariusz co? - poruszyła znacząco brwiami.
-Spadaj. - poczochrałam ją po włosach.
-Ale przyznaj, że Zibi też jest przystojny. - powiedziała ponętnym głosem.
-Taa, szczególnie jak klęczy przed tobą na lotnisku i usiłuje pocieszyć. - uśmiechnęłam się na myśl o zatroskanym Zbigniewie.
-Słucham?! - wrzasnęła i wstała z kanapy wytrzeszczając swoje czekoladowe oczy. - Nic mi nie mówiłaś o tym, że spotkałaś atakującego reprezentacji Polski.
-Nie miałam pojęcia, że jest siatkarzem. - pośpiesznie wytłumaczyłam przyjaciółce - Dopiero przed chwilą go rozpoznałam jak wszedł na boisko.
-Farciara, nie interesuje się tym sportem, a co rusz spotyka jakiegoś siatkarza. - Olga posmutniała.
-I całą bandę tych wyrostków. - zaśmiałam się.
-No nie żartuj. Widziałaś całą polską kadrę? - niewiele brakowało, aby jej gałki spoczęły na złożonych po turecku kolanach.
-Mhm, stali niedaleko nas i coś tam paplali. - przypatrywałam się jej dziwnej mimice twarzy.
            Przez tą gadaninę ominęła nas większa część meczu, a z wyniku 0:0 zrobiło się 2:0. Oczywiście dla naszych panów. Pełne nadziei na wygraną coraz mocniej zaciskałyśmy kciuki. Z naszych ust płynęły dopingujące przyśpiewki typu: "Polska biało-czerwoni", "W górę serca, Polska wygra mecz" oraz jakaś skoczna melodyjka "La, la, la, la, la", która jak się dowiedziałam od panny Mazur jest śpiewana na każdym meczu rozgrywanym w Polsce. Moja przyjaciółka zanuciła również fenomenalną pieśń o jakimś rycerzu. Zanim się zorientowałyśmy nasi chłopcy wygrali kolejnego seta. Tym samym i cały mecz. Najlepszym zawodnikiem spotkania okazał się Zbigniew Bartman. Nic dziwnego, pomimo mojej minimalnej wiedzy odnośnie siatkówki wyłapałam jego znakomite akcje oraz przepiękne zagrywki. Świętowałyśmy wygraną naszych panów do późnego wieczora. Długo nie mogłyśmy zasnąć, bo co chwila wspominałyśmy ciekawsze fragmenty meczu. Zachwycałyśmy się poszczególnymi zawodnikami i wychwalałyśmy ich cechy wyglądu.
            -Wyłącz ten cholerny telefon! - wrzasnęła Olga i nakryła swoją głowę poduchą. Włożyłam rękę pod mój podgłówek i wyciągnęłam komórkę. Niestety nie udało mi się odebrać połączenia. Musnęłam palcem po czterocalowym wyświetlaczu, by sprawdzić kto zgotował nam tak nieprzyjemną pobudkę. Cała złość minęła gdy zobaczyłam iż był to Mariusz. Spostrzegłam, że znów się do mnie dobija, więc wyszłam do sąsiedniego pokoju, by dać mojej przyjaciółce jeszcze trochę pospać, chociaż na zegarku widniała już 10:37.
-Cześć słonko. - przywitał mnie żartobliwym tonem.
-Ej no bez takich. - odparłam z uśmiechem na twarzy - Co się urodziło, że budzisz mnie o tak wczesnej porze?
-Wczesnej? - zapytał zaskoczony. Wyobraziłam sobie jak w górę wędrują jego ciemne brwi.
-No wiesz wczoraj z kumpelą trochę przesadziłyśmy z kibicowaniem. - krzątając się po kuchni wstawiłam wodę na kawę.
-To widocznie dzięki wam wygrali. - usłyszałam w słuchawce głos mojego rozmówcy.
-No widzisz to znaczy, że kibicem jestem dobrym.
-Może jeszcze lepszym okażesz się na meczu?
-Ale co na meczu? Gdzieś się wybieramy? - zapytałam pragnąc wyciągnąć od niego jeszcze więcej informacji.
-Mecz? Jaki mecz? - dopytywała Mazur wpadając do pomieszczenia.
-O słyszę kolejny głos płci pięknej. Czyżby Olga? - humor mu dopisywał, gdyż cały czas śmiał się rozmawiając ze mną.
- Tak Olga, Olga. - spojrzałam na parzącą sobie ciemny napój przyjaciółkę.
-Co znowu ja? - krzyknęła znad swojego kubka.
-To co z tym meczem? - dociekałam ignorując jej pytanie.
-Wytłumaczę ci dzisiaj jak się spotkamy. Co ty na to? - rzekł ponownie chichocząc.
-Dobra, będę czekała w parku o 13:00. - rozłączyłam się i ujrzałam na stole pyszną jajecznicę.
-Co mnie obgadywaliście? - powiedziała udając nadąsaną.
-A nic. Mariusz mówił, że go bardzo wkurzasz. - odparłam wytykając jej język.
-A to gnojek. - zażartowała.
-Nie, nie, jaja sobie z ciebie robię. Przepraszam. - posłałam jej całuska.
-Co tam ten Mariuszek twój chciał? - uśmiechnęła się do mnie ironicznie.
-Dzwonił, żeby się umówić. – wytłumaczyłam - A tak w ogóle to on nie jest mój.
-Wiesz w ogóle, że on ma żonę? - podniosła do góry brwi.
-Że co proszę?! - wrzasnęłam zrywając się z miejsca.
-Żartuję przecież. - zrobiła minę słodkiego szczeniaczka - To taki mały rewanż za wyśmiewanie ze mnie.
-Małpa. - żachnęłam się. Dokończyłyśmy śniadanie, pożegnałam przyjaciółkę i wróciłam do swojego mieszkania.
            Przygotowana do spotkania z Wlazłym ruszyłam w wyznaczone miejsce. W chwili, gdy wchodziłam do parku ujrzałam zmierzającego w moim kierunku Skrzata.
-Dzień dobry panno Anderson. - przywitał mnie, wyciągnął łokieć w stronę mojej osoby.
-Cześć wariacie. - powiedziałam wciskając mu rękę pod ramię i całując w policzek - Gdzie mnie zabierasz?
-Tu niedaleko jest miła kawiarenka, w której serwują przepyszne lody.
-Prowadź. - wyszczerzyłam się.
-Tędy.  -rzekł wskazując dłonią na wąską, krętą alejkę. Wielkie dęby rzucały cień na ławeczki, pomiędzy którymi rosły fiołki, bratki, tulipany i dzikie stokrotki.
Wędrując ukwieconą dróżką dotarliśmy do chodnika wiodącego przez obrzeża parku. Po pewnym czasie znaleźliśmy sie w uroczym lokalu.
-To gdzie ty chcesz mnie wywieźć? - zapytałam przeglądając kartę z deserami.
-Pragnę pokazać ci polskich reprezentantów z bliska. - powiedział podnosząc wzrok znad listy przysmaków.
-Gdzie? Kiedy? Jak? - pragnęłam dowiedzieć się jak najwięcej.
-Do Gdańska, jutro, samochodem. - odparł przypominając sobie każde z zadanych pytań.
-Muszę ci przyznać, że zaskoczyłeś mnie tą propozycją. - odgarnęłam włosy z twarzy i oparłam łokcie o drewniany stolik.
-Mam nadzieję, że pozytywnie. - rzekł wlepiając we mnie spojrzenie - To co, zgodzisz się jechać ze mną? Przed meczem możemy pospacerować brzegiem morza, albo zjeść rybkę.
-Przemyślę to i wieczorem dam ci znać. - posłałam Mariuszowi uśmiech pełen sympatii.
-Będę czekał. - odwzajemnił gest - Dostałem trzy bilety, więc twoja przyjaciółka też może się z nami wybrać.
-Pewnie z wielką chęcią poszłaby na mecz w towarzystwie sławnego siatkarza. - w tej chwili podeszłą do nas wesoła, ruda kelnerka.
-Co państwo zamawiają? - zapytała przewiercając wzrokiem mojego towarzysza.
-Poproszę szarlotkę z lodami śmietankowymi i cappucino.
-A co dla pani? - skierowała spojrzenie na mnie.
-To samo poproszę. - kobieta zapisała zamówienie w notesiku, po czym podstawiła go Mariuszowi pod nos.
-Dla kogo? - zerknął na nią i z ochotą wziął długopis do ręki.
-Dla Sandry. - rzekła nerwowo zaciskając palce na tacce, którą trzymała. Odebrała swą własność z rąk Wlazłego o oddaliła się posyłając mi złowrogie spojrzenie.
-Przeraża mnie ta dziewczyna. - kątem oka zauważyłam, że nadal mnie obserwuje.
-Daj spokój. - wzruszył ramionami - Pełno jest takich hotek, które w gruncie rzeczy są nieszkodliwe.
Niedługo potem dostaliśmy zamówienie. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że zostało przyniesione przez tą samą kelnerkę. Zaczęłam pałaszować to co znajdowało się na moim talerzu. Jedząc kolejny kęs ciasta zauważyłam coś dziwnego w jego wnętrzu.
-Co się dzieje? - zagadnął Skrzat widząc jak grzebie łyżeczką w środku deseru. Nie odpowiedziałam nic, ponieważ właśnie udało mi się wyjąć dziwną zawartość szarlotki.
-Co to? - zapytał zdziwiony.
-Na kawałek jabłka z pewnością nie wygląda. - byłam jeszcze byłam jeszcze bardziej zdziwiona niż on. Wzięłam "wykopalisko" do ręki. Był to zwinięty kawałek papieru. Szybko go rozwinęłam. Biała kartka ukazała napis
"Mariusz jest mój!"
-Do takich rzeczy też się te hotki posuwają? - drżącymi rękoma podałam mu liścik.
-Takiej sytuacji jeszcze nie byłem świadkiem. - powiedział rozbawiony.
-Ciebie to śmieszy? - żachnęłam się.
-Przepraszam. – spokorniał - Chodź, idziemy stąd. Wziął mnie pod rękę podnosząc z krzesła. Rzucił pieniądze na stół i wyprowadził z kawiarni. Atakujący obejmował mnie, aby okiełznać moje skołatane nerwy.
            Spacerowaliśmy jeszcze przez około pół godziny. Starałam się wypytać Wlazłego o szczegóły dnia jutrzejszego. Cierpliwie odpowiadał na pytania. Byłam pewna, że odwiedzę Gdańsk. Rozmowa rozkręciła się na dobre. Stanęliśmy. Prawie nie zauważyłam tego, że doszliśmy pod mój blok.
-Zuzia, masz może jakąś siatkarską koszulkę? - padło z ust Szampona.
-No pewnie. - wzruszyłam ramionami - Żyjąc z taką kibicką siatkówki jaką jest Olga, trudno by było jej nie posiadać. Jeździłam z nią czasami na mecze.
-Z czyim nazwiskiem na plecach wspierasz polską reprezentację? - zapytał, a ja przechyliłam głowę na bok zamyślając się.
-A powiem ci szczerze, że nie pamiętam. - za nic nie mogłam przypomnieć sobie nawet numerka na koszulce.
 -Jak sobie przypomnisz to daj znać, bo muszę lecieć. - wywinął swoją dolną wargę - Czekam na telefon z informacją o zgodzie na wspólny wyjazd.
Pożegnaliśmy się całusem w policzek. Otwierając drzwi na klatkę schodową pomachałam bełchatowianinowi, po czym umówiłam się z przyjaciółką na wieczorną pogadankę o siatkówce informując ją jednocześnie, że jest zaproszona na niedzielne rozgrywki z Argentyną. Wbiegłam na górę i od razu rzuciłam się do mojej komody, aby przegrzebać ją w poszukiwaniu T-shirtu. W końcu na jej dnie ujrzałam biało-czerwony materiał. Wyjęłam tą część garderoby, jednak okazało się, że to zwykła sukienka. Szukałam dalej. Nareszcie znalazłam to co chciałam. Szybkim ruchem rozłożyłam ją. Z przodu ujrzałam wielką czerwoną dziewiątkę. Serce zaczęło mi mocniej bić. Błyskawicznie odkręciłam bluzkę i zerknęłam na napis, który widniał na górze. Tego mogłam się spodziewać. BARTMAN. Koszulkę tego gracza nosiłam na każdym meczu naszej kadry, na który wyciągnęła mnie kumpela.
-To się Zibi zdziwi, kiedy mnie zobaczy. - powiedziałam do siebie i zaczęłam się śmiać.  Wyjęłam żelazko oraz deskę do prasowania. Starannie rozłożyłam na niej bartmanową replikę. Ciepłym sprzętem wygładziłam ją. Zawiesiłam na wieszak, po czym poszłam zjeść.
            Wchodząc do pokoju Mazurówny ujrzałam włączonego już laptopa. Na biurku leżały różnego rodzaju segregatory i teczki.
-Siadaj. - rzekła Olga. Sama również klapnęła na łóżko i wzięła na kolana komputer. Wlepiłam wzrok w monitor. Na ekranie ujrzałam stronkę zatytułowaną "Igłą Szyte."
-Co to? - zapytałam.
-Zobaczysz. - uśmiechnęła się puszczając jeden z filmików. Gdy ten dobiegł końca Mazur z radością zerknęła w moją stronę.
-I jak ci się podobało? - zagadnęła.
-Oprócz Zbyszka i Igły nikogo tu nie kojarzyłam. - wyznałam szczerze. Na te słowa podbiegła do szklanego stolika, na którym znajdował się stosik plakatów. Z entuzjazmem zaczęła rozkładać je po całym pokoju.
-Chodź tu. - wydała kolejne polecenie. Gdy przy niej uklęknęłam po kolei przedstawiła każdego z siatkarzy. Starałam się zapamiętać numerki wszystkich reprezentantów.
-Dobrze, że znasz Krzyśka, bo to właśnie on jest duszą tej drużyny i to właśnie Ignaczak nagrywa te filmiki pokazują nam co dzieje się w kadrze od środka czyli z ich perspektywy. - coraz bardziej się nakręcała. Kolejnym etapem było szczegółowe opisanie cech charakteru wiążące się czasem z ich ksywkami, na przykład jak w przypadku Cichego Pita. Zaczęłyśmy zabawę. Olga mówiła pełne imię i nazwisko siatkarza, a ja miałam powiedzieć jak na niego mówią. Podobało mi się to, coraz bardziej podobał mi się ten sport, nie mówiąc już o ludziach, którzy go uprawiają. Kolejną pozyskiwaną przeze mnie informacją były kluby w naszej ojczyźnie oraz transfery na 2013/14 rok w Plus Lidze. Poznałam również pozycję na jakich obsadzeni są ci gracze.
-Czy dobrze pamiętam, że żółty i czarny to barwy Skry? - zapytałam.
-Taak, a czemu pytasz?
-Pościel w pokoju mojego taty byłą w tych kolorach. - wyjaśniłam.
-Też miałam zamiar taką kupić, ale postawiłam na pomarańczowy z czarnym.
-Jastrzębski Węgiel? - niepewnie zadałam pytanie.
-Brawo. - klasnęła w dłonie. Coraz bardziej się w to wczuwałam. Bez problemu podawałam wszystkie nazwiska, rozpoznawałam kluby, a nawet zaczęłam mówić cytatami z Igą Szyte. Byłam z siebie dumna.
            Podczas moich lekcji do kumpeli zadzwonił telefon. Po zakończeniu rozmowy oznajmiła, że nie może wybrać się ze mną i atakującym, bo ma bardzo ważny obiad rodzinny, na który obowiązkowo musi się stawić.
-Cholera! Przez jakiś głupi obiad nie mogę jechać na mecz. - powiedziała robiąc zniesmaczoną minę.
-Olguś, obiecuję ci, że jeszcze nie raz pojedziemy. - starałam się ją pocieszyć.
-Z Wlazłym? - popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Z Wlazłym. - zapewniłam ją.
-Dziękuję. - wtuliła się w moje włosy.
-Nie ma sprawy. Przepraszam cię, ale muszę gdzieś dryndnąć. Ciao Bejbe! - powiedziałam poklepując kieszeń, w której tkwił telefon. Kiwnęła głową. Będąc już w drugim pokoju wyjęłam komórkę i wybrałam numer do Szmpona.
-Cześć Zuźka. - po drugiej stronie usłyszałam uradowany głos Mariusza.
-Jadę! - poinformowałam go bez owijania w bawełnę.

....................................................................................................................................................................................................................

Hej Kochani! ;D

Oddajemy piątkę w Wasze ręce. Strasznie męczyłyśmy się pisząc ten rozdział. Ciężko było pisać tym bardziej, że móżdżek jednej z nas, jak sama powiedziała "Jest jeszcze na wakacjach", ale ostatecznie wyrobiłyśmy się w terminie i mamy nadzieję, że wpis nie wyszedł nam najgorzej. ;3
Zaczyna się rok szkolny i nie mamy pojęcia jak teraz będziemy tworzyły nowe części. Do tej pory radziłyśmy sobie, przemieszczając się na rowerykach, ale wierzymy, że jakoś damy radę. Najwyżej będziemy ślęczeć na przerwach z zeszytem na kolanach. ^^
Mimo wszystko będziemy się starały wyrabiać w terminie, jednak jeśli nastąpi niewielkie opóźnienie mamy nadzieję, że nam to wybaczycie. ;)
No to niedługo Memoriał Huberta Wagnera, która będzie obecna?

  

Całujemy NatAn.

1 komentarz:

  1. Nadrobiłam dwa rozdziały, bo chyba tyle opuściłam XD

    Zbyszek Bartman, Zbyszek... Cudo, miód i orzeszki ^^

    A Szampek, jak to Szampek urok osobisty +10 przy każdym uśmiechu.

    Pozdrawiam, Aleksowaa <3

    http://siatkarski-zaklad.blogspot.com
    http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń