-Heloł!
Ziemia do Zuzi. - ręka Olgi śmignęła mi przed oczami.
-Hmm?- zapytałam osłupiona.
-Jesteś tam w środku?
-Tak, przepraszam, zamyśliłam się. -
potrząsnęłam głową.
-Pewnie wolałabyś, żeby na miejscu
Bartmana był Mariusz co? - poruszyła znacząco brwiami.
-Spadaj. - poczochrałam ją po włosach.
-Ale przyznaj, że Zibi też jest
przystojny. - powiedziała ponętnym głosem.
-Taa, szczególnie jak klęczy przed tobą
na lotnisku i usiłuje pocieszyć. - uśmiechnęłam się na myśl o zatroskanym
Zbigniewie.
-Słucham?! - wrzasnęła i wstała z
kanapy wytrzeszczając swoje czekoladowe oczy. - Nic mi nie mówiłaś o tym, że
spotkałaś atakującego reprezentacji Polski.
-Nie miałam pojęcia, że jest siatkarzem.
- pośpiesznie wytłumaczyłam przyjaciółce - Dopiero przed chwilą go rozpoznałam
jak wszedł na boisko.
-Farciara, nie interesuje się tym
sportem, a co rusz spotyka jakiegoś siatkarza. - Olga posmutniała.
-I całą bandę tych wyrostków. -
zaśmiałam się.
-No nie żartuj. Widziałaś całą polską
kadrę? - niewiele brakowało, aby jej gałki spoczęły na złożonych po turecku
kolanach.
-Mhm, stali niedaleko nas i coś tam
paplali. - przypatrywałam się jej dziwnej mimice twarzy.
Przez
tą gadaninę ominęła nas większa część meczu, a z wyniku 0:0 zrobiło się 2:0.
Oczywiście dla naszych panów. Pełne nadziei na wygraną coraz mocniej
zaciskałyśmy kciuki. Z naszych ust płynęły dopingujące przyśpiewki typu:
"Polska biało-czerwoni", "W górę serca, Polska wygra mecz"
oraz jakaś skoczna melodyjka "La, la, la, la, la", która jak się
dowiedziałam od panny Mazur jest śpiewana na każdym meczu rozgrywanym w Polsce.
Moja przyjaciółka zanuciła również fenomenalną pieśń o jakimś rycerzu. Zanim
się zorientowałyśmy nasi chłopcy wygrali kolejnego seta. Tym samym i cały mecz.
Najlepszym zawodnikiem spotkania okazał się Zbigniew Bartman. Nic dziwnego,
pomimo mojej minimalnej wiedzy odnośnie siatkówki wyłapałam jego znakomite
akcje oraz przepiękne zagrywki. Świętowałyśmy wygraną naszych panów do późnego
wieczora. Długo nie mogłyśmy zasnąć, bo co chwila wspominałyśmy ciekawsze
fragmenty meczu. Zachwycałyśmy się poszczególnymi zawodnikami i wychwalałyśmy
ich cechy wyglądu.
-Wyłącz
ten cholerny telefon! - wrzasnęła Olga i nakryła swoją głowę poduchą. Włożyłam
rękę pod mój podgłówek i wyciągnęłam komórkę. Niestety nie udało mi się odebrać
połączenia. Musnęłam palcem po czterocalowym wyświetlaczu, by sprawdzić kto
zgotował nam tak nieprzyjemną pobudkę. Cała złość minęła gdy zobaczyłam iż był
to Mariusz. Spostrzegłam, że znów się do mnie dobija, więc wyszłam do
sąsiedniego pokoju, by dać mojej przyjaciółce jeszcze trochę pospać, chociaż na
zegarku widniała już 10:37.
-Cześć słonko. - przywitał mnie
żartobliwym tonem.
-Ej no bez takich. - odparłam z
uśmiechem na twarzy - Co się urodziło, że budzisz mnie o tak wczesnej porze?
-Wczesnej? - zapytał zaskoczony.
Wyobraziłam sobie jak w górę wędrują jego ciemne brwi.
-No wiesz wczoraj z kumpelą trochę
przesadziłyśmy z kibicowaniem. - krzątając się po kuchni wstawiłam wodę na
kawę.
-To widocznie dzięki wam wygrali. -
usłyszałam w słuchawce głos mojego rozmówcy.
-No widzisz to znaczy, że kibicem
jestem dobrym.
-Może jeszcze lepszym okażesz się na
meczu?
-Ale co na meczu? Gdzieś się wybieramy?
- zapytałam pragnąc wyciągnąć od niego jeszcze więcej informacji.
-Mecz? Jaki mecz? - dopytywała Mazur
wpadając do pomieszczenia.
-O słyszę kolejny głos płci pięknej.
Czyżby Olga? - humor mu dopisywał, gdyż cały czas śmiał się rozmawiając ze mną.
- Tak Olga, Olga. - spojrzałam na
parzącą sobie ciemny napój przyjaciółkę.
-Co znowu ja? - krzyknęła znad swojego
kubka.
-To co z tym meczem? - dociekałam
ignorując jej pytanie.
-Wytłumaczę ci dzisiaj jak się
spotkamy. Co ty na to? - rzekł ponownie chichocząc.
-Dobra, będę czekała w parku o 13:00. -
rozłączyłam się i ujrzałam na stole pyszną jajecznicę.
-Co mnie obgadywaliście? - powiedziała
udając nadąsaną.
-A nic. Mariusz mówił, że go bardzo wkurzasz.
- odparłam wytykając jej język.
-A to gnojek. - zażartowała.
-Nie, nie, jaja sobie z ciebie robię.
Przepraszam. - posłałam jej całuska.
-Co tam ten Mariuszek twój chciał? -
uśmiechnęła się do mnie ironicznie.
-Dzwonił, żeby się umówić. –
wytłumaczyłam - A tak w ogóle to on nie jest mój.
-Wiesz w ogóle, że on ma żonę? -
podniosła do góry brwi.
-Że co proszę?! - wrzasnęłam zrywając
się z miejsca.
-Żartuję przecież. - zrobiła minę
słodkiego szczeniaczka - To taki mały rewanż za wyśmiewanie ze mnie.
-Małpa. - żachnęłam się. Dokończyłyśmy
śniadanie, pożegnałam przyjaciółkę i wróciłam do swojego mieszkania.
Przygotowana
do spotkania z Wlazłym ruszyłam w wyznaczone miejsce. W chwili, gdy wchodziłam
do parku ujrzałam zmierzającego w moim kierunku Skrzata.
-Dzień dobry panno Anderson. -
przywitał mnie, wyciągnął łokieć w stronę mojej osoby.
-Cześć wariacie. - powiedziałam
wciskając mu rękę pod ramię i całując w policzek - Gdzie mnie zabierasz?
-Tu niedaleko jest miła kawiarenka, w
której serwują przepyszne lody.
-Prowadź. - wyszczerzyłam się.
-Tędy. -rzekł wskazując dłonią na wąską, krętą alejkę. Wielkie dęby
rzucały cień na ławeczki, pomiędzy którymi rosły fiołki, bratki, tulipany i
dzikie stokrotki.
Wędrując ukwieconą dróżką dotarliśmy do chodnika wiodącego przez
obrzeża parku. Po pewnym czasie znaleźliśmy sie w uroczym lokalu.
-To gdzie ty chcesz mnie wywieźć? - zapytałam przeglądając kartę z
deserami.
-Pragnę pokazać ci polskich reprezentantów z bliska. - powiedział
podnosząc wzrok znad listy przysmaków.
-Gdzie? Kiedy? Jak? - pragnęłam dowiedzieć się jak najwięcej.
-Do Gdańska, jutro, samochodem. - odparł przypominając sobie każde
z zadanych pytań.
-Muszę ci przyznać, że zaskoczyłeś mnie tą propozycją. - odgarnęłam
włosy z twarzy i oparłam łokcie o drewniany stolik.
-Mam nadzieję, że pozytywnie. - rzekł wlepiając we mnie spojrzenie
- To co, zgodzisz się jechać ze mną? Przed meczem możemy pospacerować brzegiem
morza, albo zjeść rybkę.
-Przemyślę to i wieczorem dam ci znać. - posłałam Mariuszowi
uśmiech pełen sympatii.
-Będę czekał. - odwzajemnił gest - Dostałem trzy bilety, więc
twoja przyjaciółka też może się z nami wybrać.
-Pewnie z wielką chęcią poszłaby na mecz w towarzystwie sławnego
siatkarza. - w tej chwili podeszłą do nas wesoła, ruda kelnerka.
-Co państwo zamawiają? - zapytała przewiercając wzrokiem mojego
towarzysza.
-Poproszę szarlotkę z lodami śmietankowymi i cappucino.
-A co dla pani? - skierowała spojrzenie na mnie.
-To samo poproszę. - kobieta zapisała zamówienie w notesiku, po
czym podstawiła go Mariuszowi pod nos.
-Dla kogo? - zerknął na nią i z ochotą wziął długopis do ręki.
-Dla Sandry. - rzekła nerwowo zaciskając palce na tacce, którą
trzymała. Odebrała swą własność z rąk Wlazłego o oddaliła się posyłając mi złowrogie
spojrzenie.
-Przeraża mnie ta dziewczyna. - kątem oka zauważyłam, że nadal
mnie obserwuje.
-Daj spokój. - wzruszył ramionami - Pełno jest takich hotek, które
w gruncie rzeczy są nieszkodliwe.
Niedługo potem dostaliśmy zamówienie. Starałam się nie zwracać
uwagi na to, że zostało przyniesione przez tą samą kelnerkę. Zaczęłam
pałaszować to co znajdowało się na moim talerzu. Jedząc kolejny kęs ciasta
zauważyłam coś dziwnego w jego wnętrzu.
-Co się dzieje? - zagadnął Skrzat widząc jak grzebie łyżeczką w
środku deseru. Nie odpowiedziałam nic, ponieważ właśnie udało mi się wyjąć
dziwną zawartość szarlotki.
-Co to? - zapytał zdziwiony.
-Na kawałek jabłka z pewnością nie wygląda. - byłam jeszcze byłam
jeszcze bardziej zdziwiona niż on. Wzięłam "wykopalisko" do ręki. Był
to zwinięty kawałek papieru. Szybko go rozwinęłam. Biała kartka ukazała napis
"Mariusz
jest mój!"
-Do takich
rzeczy też się te hotki posuwają? - drżącymi rękoma podałam mu liścik.
-Takiej
sytuacji jeszcze nie byłem świadkiem. - powiedział rozbawiony.
-Ciebie to
śmieszy? - żachnęłam się.
-Przepraszam.
– spokorniał - Chodź, idziemy stąd. Wziął mnie pod rękę podnosząc z krzesła.
Rzucił pieniądze na stół i wyprowadził z kawiarni. Atakujący obejmował mnie,
aby okiełznać moje skołatane nerwy.
Spacerowaliśmy jeszcze przez około
pół godziny. Starałam się wypytać Wlazłego o szczegóły dnia jutrzejszego.
Cierpliwie odpowiadał na pytania. Byłam pewna, że odwiedzę Gdańsk. Rozmowa
rozkręciła się na dobre. Stanęliśmy. Prawie nie zauważyłam tego, że doszliśmy
pod mój blok.
-Zuzia, masz
może jakąś siatkarską koszulkę? - padło z ust Szampona.
-No pewnie. -
wzruszyłam ramionami - Żyjąc z taką kibicką siatkówki jaką jest Olga, trudno by
było jej nie posiadać. Jeździłam z nią czasami na mecze.
-Z czyim
nazwiskiem na plecach wspierasz polską reprezentację? - zapytał, a ja
przechyliłam głowę na bok zamyślając się.
-A powiem ci
szczerze, że nie pamiętam. - za nic nie mogłam przypomnieć sobie nawet numerka
na koszulce.
-Jak sobie przypomnisz to daj znać, bo muszę
lecieć. - wywinął swoją dolną wargę - Czekam na telefon z informacją o zgodzie
na wspólny wyjazd.
Pożegnaliśmy
się całusem w policzek. Otwierając drzwi na klatkę schodową pomachałam
bełchatowianinowi, po czym umówiłam się z przyjaciółką na wieczorną pogadankę o
siatkówce informując ją jednocześnie, że jest zaproszona na niedzielne
rozgrywki z Argentyną. Wbiegłam na górę i od razu rzuciłam się do mojej komody,
aby przegrzebać ją w poszukiwaniu T-shirtu. W końcu na jej dnie ujrzałam
biało-czerwony materiał. Wyjęłam tą część garderoby, jednak okazało się, że to
zwykła sukienka. Szukałam dalej. Nareszcie znalazłam to co chciałam. Szybkim
ruchem rozłożyłam ją. Z przodu ujrzałam wielką czerwoną dziewiątkę. Serce
zaczęło mi mocniej bić. Błyskawicznie odkręciłam bluzkę i zerknęłam na napis, który
widniał na górze. Tego mogłam się spodziewać. BARTMAN. Koszulkę tego gracza
nosiłam na każdym meczu naszej kadry, na który wyciągnęła mnie kumpela.
-To się Zibi
zdziwi, kiedy mnie zobaczy. - powiedziałam do siebie i zaczęłam się śmiać. Wyjęłam żelazko oraz deskę do prasowania.
Starannie rozłożyłam na niej bartmanową replikę. Ciepłym sprzętem wygładziłam
ją. Zawiesiłam na wieszak, po czym poszłam zjeść.
Wchodząc do pokoju Mazurówny
ujrzałam włączonego już laptopa. Na biurku leżały różnego rodzaju segregatory i
teczki.
-Siadaj. -
rzekła Olga. Sama również klapnęła na łóżko i wzięła na kolana komputer.
Wlepiłam wzrok w monitor. Na ekranie ujrzałam stronkę zatytułowaną "Igłą
Szyte."
-Co to? -
zapytałam.
-Zobaczysz. -
uśmiechnęła się puszczając jeden z filmików. Gdy ten dobiegł końca Mazur z
radością zerknęła w moją stronę.
-I jak ci
się podobało? - zagadnęła.
-Oprócz
Zbyszka i Igły nikogo tu nie kojarzyłam. - wyznałam szczerze. Na te słowa
podbiegła do szklanego stolika, na którym znajdował się stosik plakatów. Z entuzjazmem
zaczęła rozkładać je po całym pokoju.
-Chodź tu. -
wydała kolejne polecenie. Gdy przy niej uklęknęłam po kolei przedstawiła
każdego z siatkarzy. Starałam się zapamiętać numerki wszystkich reprezentantów.
-Dobrze, że
znasz Krzyśka, bo to właśnie on jest duszą tej drużyny i to właśnie Ignaczak
nagrywa te filmiki pokazują nam co dzieje się w kadrze od środka czyli z ich
perspektywy. - coraz bardziej się nakręcała. Kolejnym etapem było szczegółowe
opisanie cech charakteru wiążące się czasem z ich ksywkami, na przykład jak w
przypadku Cichego Pita. Zaczęłyśmy zabawę. Olga mówiła pełne imię i nazwisko
siatkarza, a ja miałam powiedzieć jak na niego mówią. Podobało mi się to, coraz
bardziej podobał mi się ten sport, nie mówiąc już o ludziach, którzy go
uprawiają. Kolejną pozyskiwaną przeze mnie informacją były kluby w naszej
ojczyźnie oraz transfery na 2013/14 rok w Plus Lidze. Poznałam również pozycję
na jakich obsadzeni są ci gracze.
-Czy dobrze
pamiętam, że żółty i czarny to barwy Skry? - zapytałam.
-Taak, a
czemu pytasz?
-Pościel w
pokoju mojego taty byłą w tych kolorach. - wyjaśniłam.
-Też miałam
zamiar taką kupić, ale postawiłam na pomarańczowy z czarnym.
-Jastrzębski
Węgiel? - niepewnie zadałam pytanie.
-Brawo. -
klasnęła w dłonie. Coraz bardziej się w to wczuwałam. Bez problemu podawałam
wszystkie nazwiska, rozpoznawałam kluby, a nawet zaczęłam mówić cytatami z Igą
Szyte. Byłam z siebie dumna.
Podczas moich lekcji do kumpeli
zadzwonił telefon. Po zakończeniu rozmowy oznajmiła, że nie może wybrać się ze
mną i atakującym, bo ma bardzo ważny obiad rodzinny, na który obowiązkowo musi
się stawić.
-Cholera!
Przez jakiś głupi obiad nie mogę jechać na mecz. - powiedziała robiąc
zniesmaczoną minę.
-Olguś,
obiecuję ci, że jeszcze nie raz pojedziemy. - starałam się ją pocieszyć.
-Z Wlazłym? -
popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Z Wlazłym. -
zapewniłam ją.
-Dziękuję. -
wtuliła się w moje włosy.
-Nie ma
sprawy. Przepraszam cię, ale muszę gdzieś dryndnąć. Ciao Bejbe! - powiedziałam
poklepując kieszeń, w której tkwił telefon. Kiwnęła głową. Będąc już w drugim
pokoju wyjęłam komórkę i wybrałam numer do Szmpona.
-Cześć Zuźka.
- po drugiej stronie usłyszałam uradowany głos Mariusza.
-Jadę! -
poinformowałam go bez owijania w bawełnę.
....................................................................................................................................................................................................................
Hej Kochani!
;D
Oddajemy
piątkę w Wasze ręce. Strasznie męczyłyśmy się pisząc ten rozdział. Ciężko było
pisać tym bardziej, że móżdżek jednej z nas, jak sama powiedziała "Jest
jeszcze na wakacjach", ale ostatecznie wyrobiłyśmy się w terminie i mamy
nadzieję, że wpis nie wyszedł nam najgorzej. ;3
Zaczyna się
rok szkolny i nie mamy pojęcia jak teraz będziemy tworzyły nowe części. Do tej
pory radziłyśmy sobie, przemieszczając się na rowerykach, ale wierzymy, że
jakoś damy radę. Najwyżej będziemy ślęczeć na przerwach z zeszytem na kolanach.
^^
Mimo
wszystko będziemy się starały wyrabiać w terminie, jednak jeśli nastąpi
niewielkie opóźnienie mamy nadzieję, że nam to wybaczycie. ;)
No to
niedługo Memoriał Huberta Wagnera, która będzie obecna?
Całujemy NatAn. ♥
Nadrobiłam dwa rozdziały, bo chyba tyle opuściłam XD
OdpowiedzUsuńZbyszek Bartman, Zbyszek... Cudo, miód i orzeszki ^^
A Szampek, jak to Szampek urok osobisty +10 przy każdym uśmiechu.
Pozdrawiam, Aleksowaa <3
http://siatkarski-zaklad.blogspot.com
http://bydgoszczczybelchatow.blogspot.com