-Bawcie się dobrze. -powiedziała zamykając drzwi.
-Żałuję, że nie możesz jechać z nami. - odparłam opuszczając głowę.
-Daj, spokój masz Skrzata przy sobie. - pomachała nam ręką na pożegnanie
i ruszyliśmy w drogę do Gdańska.
Po 6 godzinach jazdy
ujrzeliśmy piaszczystą plażę oraz cienką linię łączącą się z błękitem nieba.
-No to jesteśmy na miejscu. - powiedział Mariusz wystawiając głowę za
uchylone drzwi. Zrobiłam to samo. Wymieniliśmy radosne spojrzenia, po czym
jednocześnie zaczęliśmy biec w kierunku tej ogromnej piaskownicy, zdejmując
przy tym buty. Nie ustaliśmy nawet wtedy, gdy pod naszymi stopami poczęła
pluskać woda. Stojąc po kolana w morzu poczuliśmy uderzenie fali, która nie
wiedząc kiedy sprawiła, że znaleźliśmy się w objęciach. Czułam jego oddech.
Przeraził mnie ten zbyt bliski kontakt. Natychmiast odskoczyłam od niego i
posłałam w stronę mężczyzny strużki słonej wody.
-Przez ciebie jestem cały mokry. Tak się koleżanko bawić nie będziemy. -
powiedział i w ten sam sposób zmoczył mi twarz.
-Eej, bo zepsujesz mój makijaż! - przetarłam miejsce pod powiekami.
-I tak jesteś piękna. - zrobił słodkie oczka.
-Spadaj. - wytknęłam mu język, a w ramach zemsty jeszcze raz chlapnęłam
go i wyszłam z Bałtyku.
-Gdzie idziesz. - zawołał cały czas stercząc w tym samym miejscu.
-Przecież mokra na mecz nie pojadę. - machnęłam ręką przywołując go do
siebie.
-No doobra, niech ci będzie. - ruszył przed siebie ze zwieszaną głową.
"Zapakowaliśmy się" do auta i ruszyliśmy w kierunku
pensjonatu, w którym mieliśmy spędzić noc.
-Mam nadzieję, że
zarezerwowałeś dwa pokoje? - zapytałam stając w progu budynku.
-Nie, ale...
-Co?! - przerwałam mu wytrzeszczając oczy.
-Daj mi skończyć. - spojrzał na mnie dobrodusznie na co przytaknęłam bez
słowa- ale, w jednym pokoju są dwa łóżka stojące daleko od siebie.
-Chociaż to. - skrzyżowałam ręce na piersiach i ruszyłam w kierunku
recepcji, zostawiając Szampona samego z naszymi bagażami. Ten z łatwością wziął
je wszystkie podążając w ślad za mną.
-Witam. Czy mieli państwo rezerwację? - przywitała nas recepcjonistka
wesoło trzepocząc rzęsami.
-Dzień dobry. - grzecznie przywitał ją siatkarz. - Tak. Na nazwisko
Wlazły.
-Dwuosobowy pokój? - spytała kobieta patrząc w rejestr. Mariusz kiwnął
głową.
-Weźmiesz kluczyk, bo jak widzisz mam zajęte ręce? - ostentacyjnie
potrząsnął walizkami.
-Oczywiście. - z ochotą spełniłam skrzatowe polecenie. Nie mieliśmy
czasu na podziwianie naszego lokum. Lada chwila miał się zacząć mecz, a my
byliśmy w proszku. Szybko wygrzebałam kosmetyki i usiadłam przed lustrem.
Atakujący tym czasem wyjął nasze meczowe koszuli. Jednym ruchem ściągnął te,
którą miał na sobie. Nie mogłam oderwać wzroku od nagiego jego nagiego torsu.
Pech chciał, że nie uszło to uwadze mojego towarzysza.
-Przestań, bo mnie zawstydzisz. - wyszczerzył zęby.
-Przepraszam. - wyjąkałam pośpiesznie odwracając wzrok.
-A masz za co? - zapytał rozbawiony sytuacją.
-Eem.. Nie wiem... - bąkałam nadal rozkojarzona.
-Mam się bać?- swoje brwi skierował ku górze.
Zuźka, zachowaj
spokój!
-Niektóre osoby czułyby się w takiej sytuacji niezręcznie. -
powiedziałam zbyt poważnym tonem.
-Jeśli ci to przeszkadza nie będę więcej tego robił. - skierował swoje
kroki w stronę łazienki, aby wziąć jeden z hotelowych ręczników.
-Oj Mariusz, nie o to mi chodziło. - przygryzłam wargę i spojrzałam na
pół nagiego mężczyznę.
-Tylko? - ponaglił moją odpowiedź.
-Tylko... - westchnęłam, a łzy mimowolnie napłynęły mi do oczu. - Tylko
ciąglę w mojej pamięci siedzi ten pieprzony ex ze swoją dziunią i ja po prostu
nie ufam facetom tak jak dawniej.
Wlazły podszedł do mnie kładą dłonie na kolanach.
-Masz na myśli tamten wieczór? - rzekł smutnym głosem. Przytaknęłam.
-I boisz się, że znów będę nachalny? - kontynuował. Przymknęłam powieki
i znów machnęłam głową.
-Przepraszam, ale to wtedy.. To nie miało tak się skończyć, sam nie wiem
dlaczego to zrobiłem. - pośpiesznie zaczął wyjaśniać niedzielne zajście.
-Daj spokój. - zdobyłam się na uśmiech. - Za pół godziny jest mecz, a my
tu siedzimy i rozmawiamy o tym czego już nie cofniemy.
-Masz rację. - podniósł wcześniej wyjętą koszulkę i rzucił w moją
stronę- Za pięć minut jesteś gotowa.
-Tak jest! - humory powróciły na nowo. Już po dziesięciu minutach
byliśmy w drodze na halę.
-Jesteśmy! - rzucił wesoło Wlazły,
gdy dotarliśmy na miejsce.
-Czuję, że to będzie wspaniały mecz. - odpowiedziałam wciągając letnie
powietrze.
-Też tak czuję. - spojrzał w stronę budynku. - Gardło przygotowane?
- No pewnie. Możemy wchodzić. - w środku był już tłum biało-czerwonych
kibiców. Widok przepełnionych trybun wprawił mnie w osłupienie. Nie mogłam
napatrzeć się na tych wszystkich uradowanych ludzi. Stałam jeszcze jakiś czas w
transie, jednak wyrwał mnie z niego ciepły dotyk Mariusza.
-Idziemy zająć nasze miejsca? - zapytał wyciągając rękę.
-Jasne. -chwyciłam jego dłoń pozwalając mu prowadzić. Widok z naszych
miejsc był cudowny. Przygotowujący swoje ciała do spotkania siatkarze byli tak
niedaleko. Widziałam każdy szczegół. Każdy ruch. Ilustrowałam wzrokiem
wszystkich reprezentantów po kolei, kompletnie zapominając o tym, że gdzieś
wśród nich jest Bartman. Stało się. W końcu trafiła na Zbyszka. Leżał na
parkiecie żywo trajkocząc przy tym z młodym facetem z zarostem przyozdobionym
dużą ósemką na koszulce. Na ułamek sekundy zerknął w moją stronę, po czym
pochylił się do Zibiego. Ten natychmiast spojrzał w kierunku mojej osoby.
Zdziwienie zakwitło w jego oczach. Nie odrywając wzroku usiadł. Nagle uśmiech
rozpromienił mu twarz. Nie byłam pewna czy uśmiech posłał do mnie, więc nie
odpowiedziałam na gest, na co przystojny szatyn wstał i ruszył w stronę
miejsca, w którym siedziałam.
-O patrz, Zibi idzie! - zawołał Wlazły. Dopiero teraz przypomniałam
sobie o obecności Skrzata i pomyślałam, że to właśnie do niego idzie atakujący.
-Cześć Mariuszku! - przywitał kolegę.
-No cześć Zbychu. - uścisnęli się po przyjacielsku. Zbyszek zrobił krok
w bok dzięki czemu staliśmy teraz patrząc sobie prosto w oczy.
-Witaj Zuzanno. - delikatnie ujął moją dłoń subtelnie muskając wierzch
ustami.
-Miło cię znowu widzieć Zbysiu. - moje policzki oblała fala ciepła.
-To wy się znacie? - mój towarzysz wytrzeszczył oczy.
-Tak, mieliśmy już tę przyjemność. - powiedział roześmiany Bartman.
-Ilu jeszcze znasz siatkarzy oprócz mnie? - Mariusz udał nadąsanego.
-Przyrzekam, że ten jest jedyny. - ledwo powstrzymywałam wybuch śmiechu.
-Na razie jedyny. Do zobaczenia po meczu. - zawołał Zibi na odchodnym,
bo właśnie Andrea przywołał do siebie całą drużynę.
-Nie mówiłaś mi, że znasz Zbyszka. - rzekł Szampon.
-A powinnam? - wytknęłam mu język.
-Mogłabyś. - zabawnie zatrzepotał rzęsami.
-Głuptas! - odparłam, po czym zmieniłam swój ton głosu na poważniejszy-
Mogłam, ale to było dziwne spotkanie. Wróciłam od ojca po tym incydencie z
Oscarem. Siedziałam na lotnisku i czekałam na Olgę, byłam załamana. Wtedy
podszedł do mnie obcy facet i zaczął pocieszać. Na początku nie miałam pojęcia,
że to siatkarz.
W chwili, gdy mój kompan chciał odpowiedzieć ozwał się głos spikera
oznajmiający początek spotkania.
Zawodnicy obu drużyn,
jeden po drugim zaczęli wbiegać na boisko. Zadziwiała mnie różnorodność ich
charakterów. Niektórzy spokojni, opanowani
inni energiczni i nieokiełznani.
-A teraz najpiękniej jak tylko się da z całych sił śpiewamy
"Mazurka Dąbrowskiego". - kontynuował spiker.
Szaliki powędrowały w górę, cała hala wstała z miejsc. Z głośników
popłynęły pierwsze nuty hymnu, po którym wszyscy kibice nie oszczędzając swoich
gardeł zaczęli śpiewać znana każdemu Polakowi pieśń. Wczułam się w klimat. Śpiewałam
najgłośniej jak tylko mogłam, spojrzałam na Mariusza. Wypiął dumnie pierś do
przodu wyrzucając z siebie kolejne słowa Mazurka. Wyglądał cudownie, gdy z
takim poświęceniem kibicował chłopakom, z którymi nie tak dawno stał na
parkiecie i przygotowywał się do zaciętego meczu.
Ludzie ucichli, ale nie na długo, gdy rozległ pierwszy gwizd sędziego na
nowo uniosła się wrzawa dopingująca polskie orzełki. Krzyczeliśmy, śpiewaliśmy,
klaskaliśmy. Atmosfera była świetna. Chłopaki szybko wyszli na prowadzenie.
Pierwsza przerwa techniczna, przewaga Polaków. Radość kibiców z tego wyniku
była niczym z wygranego spotkania. Już niedługo z ośmiu punktów zrobiło się
szesnaście. Argentyńczycy nie dali jednak złapać oddechu, co rusz doganiając
biało-czerwonych. Mimo wszystko nie dali rady wyrwać pierwszego seta z naszych
rąk.
W drugim nastąpiło lekkie podłamanie. Na pierwszej przerwie prowadziła
drużyna z Argentyny. Wyszliśmy na prowadzenie. Niestety. Przeciwnik znowu nas
wyprzedził. Andrea zaczął uspokajać swoich podopiecznych, podnosił ich na
duchu, a jednocześnie zagrzewał do walki. Rywal okazał się zbyt silny i kolejny
set padł jego łupem.
Przystojniak z zarostem, niejaki Wrona, spędzał większość czasu na
ławce, jednak widać było, że mu to nie przeszkadza. Dopingował swoją drużynę wspólnie
z kibicami. Niespodziewanie spojrzał w moją stronę. Nie speszyło mnie to, wręcz
przeciwnie, posłałam w stronę zawodnika uśmiech pełen wiary i nadziei na
wygraną. Musiał jednak zerwać kontakt wzrokowy gdyż szkoleniowiec przywołał go
do siebie. Po krótkiej wymianie zdań młodzieniec zdjął bluzę i ustawił się kwadracie. Jeszcze raz zerknął w moim
kierunku, jednak tym razem radośnie mi pomachał. Odwzajemniłam gest z wielką
przyjemnością. Tym czasem reprezentacja Polski szła jak burza miażdżąc rywala.
-Na plac boju wkracza Andrzej Wrona! - usłyszeliśmy zapowiedź
prowadzącego i faktycznie pod siatkę wparowała wesoła ósemka. skończył parę
ładnych akcji, ale na boisku nie zabawił za długo, ponieważ do ponownego
wejścia na parkiet był już gotowy Marcin Możdżonek. Mimo wszystko Andrzej nie
stracił dobrego humoru i tak jak poprzednio zagrzewał do walki swoich kolegów.
Kolejny set dla Polaków. Ludzie na hali oszaleli. Nie przestawali śpiewać,
gdzie niegdzie grupki młodzieży pomieszane z osobami starszymi skakały w rytm
piosenki siatkarze wpadli w znakomity nastrój. Na przerwie paru tańczyło tak
zwany "taniec szczęścia" mimo, że mecz nie dobiegł jeszcze końca.
Rozpoczynamy kolejną część spotkania. Ludzie zgromadzeni w budynku byli
pewnie wygranej orzełków. Wiedzieli, że już nie dadzą odebrać sobie zwycięstwa.
Sypały się kolejne punkty. Argentyńczycy powoli zaczynali tracić nadzieję na
wygraną z polskim zespołem. Nic dziwnego. Przeciwnik szalał na boisku. Ostatni
punkt i koniec!
-Polska reprezentacja wygrywa z Argentyną 3:1! - zawołał podekscytowany spiker.
Wszystkich ciekawiło już tylko jedno. Kto zostanie zawodnikiem spotkania?
-Statuetkę MVP otrzymuje... Michał Winiarski! - po tych słowach
nastąpiły gromki brawa oraz okrzyki uznania dla Winiarskiego, który szedł teraz
odebrać zasłużoną nagrodę. Siatkarze fetowali w swoim gronie, kibice w swoim.
Wszyscy przez parę chwil świetnie się bawili, potem zaczęli schodzić po
autografy lub wychodzić z hali. Ja z Mariuszem nadal siedzieliśmy na swoich
miejscach czekając aż tłum zrzednie, gdyż Wlazły chciał na spokojnie pogadać z
kumplami. Nie obyło się bez podpisania paru zdjęć.
-I jak, fajnie było? - zapytał siatkarz.
-Cudownie. - nadal pulsowały we mnie emocje.
-Pójdziesz ze mną do chłopaków? - zapytał z nadzieją.
-Koniecznie muszę iść? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Koniecznie. - zamiast Mariusza na pytanie odpowiedział Wrona, który
wyrósł spod ziemi.
-Widzisz. - Szampon poruszył brwiami- Nie masz innego wyjścia.
-Nie ma mowy, to wasze spotkanie, a ja nie chcę przeszkadzać. -
upierałam się przy swoim.
-Zbyszek! - krzyknął Andrzej.
-Ona nie chcę z nami zostać! - dokończył Wlazły.
-Po co wam Zbyszek? - zapytałam zdziwiona. Nie odpowiedział nikt.
Zamiast tego podszedł Zibi z cwaniackim uśmiechem na twarzy, złapał mnie wpół i
przerzucił sobie przez ramię.
-Zbigniewie Bartmanie w tej chwili postaw mnie na dół. - zignorował tą
prośbę. - To może chociaż powiesz gdzie mnie niesiesz?
-Do tamtej grupki chłopaków. - odparł z uśmiechem, po czym postawił tam
gdzie wcześniej zapowiedział.
-Cześć. - wtrąciłam nieśmiało.
-Cześć. - rzucił wesoło Ignaczak przyjaźnie obejmując w pasie.- Czy my
się już gdzieś kiedyś nie widzieliśmy?
-Raczej nie. - rzekłam odwzajemniając uścisk.
-Widzieliście. - wtrącił Zbyszek.- A w każdym bądź razie ty widziałeś
ją.
Rzuciłam w jego stronę pytające spojrzenie, to samo zrobił Igła.
-Sytuacja na lotnisku. - wyjaśnił. - Ja pocieszam zapłakaną dziewczynę,
wy coś tam paplacie. Tą załamaną kobietą była Zuzia.
-Możemy do tego nie wracać? - po tych słowach szybko odwróciłam się od
mężczyzn powstrzymując jak łzy napływające mi do oczu. Poczułam, że ktoś objął
mnie w talii.
-Zbyszek mógłbyś być odrobinę subtelniejszy. - skarcił go nieznany mi
głos.
-Ej, no przecież nic złego nie powiedziałem. - próbował zachować pewność
siebie.
-Złe wspomnienia powracają. - mężczyzna, który mnie obejmował ponownie
stanął w mojej obronie.
-Dziękuję. - szepnęłam, po czym spojrzałam na mojego dobroczyńcę, który
posłał mi delikatny uśmiech.
-Grzesiu, czy ty zawsze musisz być taki poważny? - Zibi dalej ciągnął
rozmowę.
-W niektórych sytuacjach by wypadało. - wzruszył ramionami.
-Mówiłam, że będę przeszkadzać. - chciałam odejść, jednak zatrzymała
mnie kosokowa dłoń
-Nie Zuzia, to nie twoja wina. - powiedział Zbyszek czochrając swą
czuprynę- to przeze mnie.
-Dobra chłopaki trzeba iść pod prysznic, myślę, że najlepszym
rozwiązaniem będzie jak Zuźka zostanie z Szamponem i się troszeczkę odstresuję,
a potem zabierzemy ją do nas, żeby ją rozerwać. - zakończył Krzysiu.
-Już w porządku? - rzekł Grzegorz.
-Tak. Dziękuję ci, leć. - delikatnie pchnęłam go w stronę szatni.
W milczeniu zajęliśmy miejsca siedzące. Pewnie dlatego, że żadne z nas
nie wiedziało jak ma zacząć rozmowę. Nie krępowała nas ta cisza. Wręcz
przeciwnie, sprawiła iż czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie.
Zauważyłam parę butelek napoju stojących niedaleko krzesełek. Widocznie
siatkarze nie zdążyli ich wypić podczas spotkania. Wzięłam jedną z nich i
pociągnęłam parę ogromnych łyków. Przez dopingowanie kompletnie zaschło wyschło
mi gardło.
-Doszło do tego, że kibicki wypijają nam zapas picia. - zaśmiał się
sympatycznie wyglądający siatkarz w okularach, który właśnie wyszedł z szatni.
-Przepraszam, myślałam, że to już niepotrzebne. - zaczęłam tłumaczyć mu
sytuację. - A poza tym to przez was byłam spragniona.
-Słucham? - zapytał rozbawiony.
-Ponad dwie godziny krzyczenia, żeby was wesprzeć robią swoje. - po raz
kolejny przytknęłam butelkę do ust.
-Brak kontrargumentów. - podniósł ręce do góry w pokojowym geście.
Podeszłam do niego wyciągając dłoń.
-Zuzia jestem.
-Michał Kubiak. Bardzo mi miło. - rzekł odsłaniając rząd białych zębów i
ściskając mi rękę.
-Wzajemnie. Gdzie reszta bandy? - zapytałam Michała.
-Ida, powoli. - odparł zabierając mi butelkę i opróżniając jej
zawartość.
-To była moja butelka. - zaczęłam złowrogo tupać nogą.
-Ups! - odrzucił ją za siebie udając niewiniątko.
-Już cię lubię. - krzyknęłam czochrając go po włosach.
-Widzę, że nowe znajomości nam tu rozkwitają. - skwitował radośnie
Andrzej ukazując swoją sylwetkę w drzwiach.
-Ale o tych starszych nadal pamiętam. - posłałam mu całusa.
-No ja mam nadzieję. - po tych słowach wylała się z szatni całą reszta
kadry świętująca zwycięstwo.
-Mariuszku jedziesz z nami? - zapytał jeden z zawodnik z nastroszoną
grzywką.
-Chciałbym, ale nie zostawię samochodu pod halą. - wygiął usta w smutnym
uśmiechu.
-Oj daj spokój, chyba wytrzyma do rana. - zaczęłam go przekonywać- Bez
ciebie nie będzie zabawy.
-Dokładnie. - przytaknął ten sam facet z ciekawie ułożonymi włosami.
-Niech wam będzie, tylko gdzie dokładnie nas zabieracie? - w jego oczach
zabłysły iskierki.
-Do naszego przytulnego hoteliku. - pośpieszył z odpowiedzią uradowany
Krzychu.
-Zuzia, nie obrazisz się jak usiądę z Łukaszem. - wskazał ręką na
nieznajomego z postawioną czupryną.
-Pewnie, że nie. - zapewniłam go. - Ale mam nadzieję, iż któryś z was
przygarnie mnie do siebie.
-Zgłaszam się na ochotnika. - z tłumu wyszedł Zbyszek trzymając dumnie
dwa palce wysoko nad głową niczym uczeń.
-No to sprawa załatwiona. Chodźmy do autobusu. - zakomunikowałam. Pewny
siebie Bartman podszedł do mnie i użyczył swoje ramię.
-Zobaczysz będzie super. - usłyszałam szept w pobliżu mojego ucha.
....................................................................................................................................................................................................................
Wracamy po dłuugiej przerwie! ;D
Nawał obowiązków szkolnych, sprawdziany, kartkówki, praca nad projektami
i konkursami robi swoje. Dodatkowo mamy w tym roku strasznie mało wolnych
godzin, które mogłybyśmy poświęcić na pisanie. ;/
Mimo wszystko mamy nadzieję,
że zostało jeszcze parę czytelniczek wchodzących co jakiś czas na bloga i
wyczekujących nowego rozdziału. ^^
Nie możemy obiecać dalszej systematyczności, bo niestety, ale po raz
kolejny mogłybyśmy Was zawieźć, a tego byśmy nie chciały. Prosimy o cierpliwość
i wyrozumiałość. Z góry dziękujemy
NatAn. ♥
P.S #ThankYouAA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz